Dla niektórych analityków bloger to król swojej tematyki. Dla innych tylko/aż ekspert. Dla jeszcze innych superstar-wannabe a dla reszty Internetu często fenomen nie do zrozumienia (podsumowywany, jak to w Internecie bywa, wulgarnymi określeniami sadzonymi do drugiego pokolenia wstecz). A mi się jeszcze jedna definicja podoba i o niej dziś chcę poopowiadać :)
Skąd Temat?
Lubię konferencje, na które są zapraszani blogerzy, bo zawsze można potem liczyć na wysyp ciekawych tekstów podsumowujących aktualne stany rzeczy w różnych branżach. Tym razem załapaliśmy się na prawdziwego jackpota, bo branżą na tapecie jest sama blogosfera. Parę ładnych dni temu odbył się Kongres Profesjonalistów PR z prelekcją prowadzoną przez Kominka.
Zgodnie z oczekiwaniami, na tekstową wersję przemyśleń nie musiałem długo czekać. Padły w niej bardzo ciekawe słowa:
Blogerzy zrozumieją, że największą wartością blogów nie są blogi, tylko oni sami. Wtedy też pojmą, że przestawiając się na taki typ współpracy z firmami nie muszą już obawiać się, że kiedyś blogosfera umrze. A niech umiera. Autor będzie żył, autor! Marka sama w sobie. Firmująca sobą inne marki. Na blogach, facebookach, w mediach, w niebie i piekle. Wszędzie.
Agencja – Tak, Marketingowa – Nie
Zatrzymałem te słowa gdzieś z tyłu głowy (kojarzysz taki stan, że masz już zarys pomysłu o co Ci chodzi, ale nadal się jeszcze nic nie urodziło?) i zająłem się innymi sprawami. Jakoś w międzyczasie natrafiłem za to na sporo doniesień o różnych wtopach popełnianych przez nasze rodzime agencje, powiedzmy że, marketingowe.
Ze spektakularnych (a przy tym najnowszych & czysto modowych) to warto zapoznać się z:
Przypomniałem też sobie różne atrakcyjne propozycje, które sam dostaję. Swoją drogą to niebawem będę pisał wydanie specjalne Kultury Pracy, poświęcone tylko i wyłącznie różnym abstrakcjom pojawiającym się na linii firma-bloger :)
No. I jakoś tak po paru dniach mi się te wszystkie myśli pozbierały i urodziły nowy wniosek.
Biznesowy Punkt Widzenia
Profesjonalna blogosfera to takie trochę negocjacje trójstronne. Z jednej strony mamy czytelników, którzy ufają swojemu autorowi i nie chcą być przez niego zawiedzeni. Zaglądają na kolejne notki, bo wiedzą, czego się spodziewać. Z drugiej strony mamy blogera, który tworzy dla swoich czytelników, ale też chciałby coś z tego tworzenia mieć, więc interesuje się współpracą z firmami. A z trzeciej strony mamy i same firmy, które w przytłaczającej większości też chcą do Internetu, tylko trochę nie mają pojęcia dlaczego i jak.
Po przeanalizowaniu najsłynniejszych błędów agencji marketingowych można zauważyć, że problemem nie jest sama koncepcja, tylko najbardziej podstawowa z podstaw. Podejście. Agencje (te odpowiedzialne za faile, uściślijmy) zwyczajnie nie wiedzą, za co tak właściwie płacą swojemu blogerowi :)
Bloger To Opiekun
A firmy chcące z nim współpracować kupują dostęp do jego kanału komunikacji z Czytelnikami, którzy mu zaufali.
Tyle.
Jasne, pod tą obszerną definicją mieszczą się wszelkie recenzje, kampanie bannerowe, konkursy i reszta atrakcji, ale tym, co firma kupuje, jest ni mniej ni więcej tylko uwaga odwiedzających bloga internautów. Do której dostęp mają blogerzy. Co czyni z autorów takich trochę Strażników Teksasu – to my decydujemy, kto ma wstęp do prywatnego czasu naszych czytelników :)
Pamiętając o tej prostej sprawie ciężko jest dać ciała w komunikacji z blogosferą (a także zawieść czytelników). Propozycja nadal może być źle zaprojektowana lub nietrafiona, ale jeśli należałoby brać pod uwagę chociaż jedną, jedyną zasadę to ja sugerowałbym właśnie tę – udana współpraca firmy z blogerem polega na dostarczeniu wartościowej treści jego czytelnikom przy jednoczesnej gratyfikacji samego autora.
Nie liczy się ruch na stronie albo ekspozycja lecz uwaga czytelników. Traktowanie jej z szacunkiem przyniesie korzyść każdemu.
Pewnie moi bardziej doświadczeni znajomi z blogosfery mają już wypracowane swoje własne best practises, ale ja z tej prostej zasady (choć wcześniej nie miałem jeszcze na jej strukturę nazwy, bo i po co) korzystam od samego początku. Chyba wychodzi :)
Tyle na dziś ode mnie,
///
PS: Bardzo dziękuję wszystkim, którzy mi odpisali na ostatni Kulturalny Mail (pomysłów napłynęło tyle, że po powrocie z Berlina spędzę nad nimi chyba bite popołudnie). Dzięki Waszym wypowiedziom nadchodząca notka o udostępniani treści w sieci zanosi się na hit.
A jeśli nie wiesz o czym mowa a masz ochotę na trochę wspólnego wymieniania pomysłów to możesz zapisać się tutaj – kulturalne maile są ekstra :)