Jak już Ci pisałem w zeszłym tygodniu, dostałem od Sony aparat do testowania. Hybrydę mającą łączyć zalety małych automatów z zaletami dużych lustrzanek. Czy ma to przełożenie na rzeczywistość? No, cóż, jeszcze do tego dojdziemy :)
Pierwsze Wrażenie & Użytkowanie
Aparat, choć lekki, wykonany jest bardzo porządnie. Wszystko do siebie pasuje. Tryby pracy wybieramy ze standardowego już pokrętełka, pod palcem wskazującym prawej ręki czeka zoom i spust a pod palcami lewej – pierścień obiektywu.
Bardzo fajnym pomysłem jest wychodzący ekranik, który można ustawić zarówno dla patrzenia z góry, jak i z dołu. Co prawda nie da się go ustawić pod kątem 180 stopni do domyślnej nastawy (co powinno trochę ograniczyć ilość słodkich fotek z rąsi), ale możliwość wygodnej pracy na opuszczonym lub podniesionym względem linii wzroku aparacie jest nieoceniona.
Ciekawie też prezentuje się ustawianie ostrości. Zasadniczo do wyboru mamy cztery możliwości – albo pobór nastaw ze środka kadru, albo automatyczne łapanie całości, albo punkt manipulowany. Ten ostatni możemy uzyskać na dwa sposoby – albo joystickiem ustawić kwadracik ostrości w interesującym nas miejscu, albo kliknąć zahaczenie ostrości w konkretnym miejscu, które potem automatycznie zostanie naniesione na zmieniający się obraz. Spodobała mi się ta opcja – klikałem sobie czyjś nos i potem swobodnie ustawiałem dziesiątki różnych kadrów – ostrość i tak szła z nosa :)
Potężny procesor pokładowy radzi sobie z każdą z opcji. Bracketing (czyli robienie trójki identycznych zdjęć w serii, każde o innym poziomie jasności) zostaje przetworzony błyskawicznie, podobnie jak i inne wymagające kilkukrotnego spuszczenia migawki tryby. Zero opóźnień, zero sapania. Duży plus, nie lubię sprzętów nie dających rady własnym działaniom.
Co mnie zdziwiło?
Po pierwsze, zoom. Jest ogromny. Sięga optycznego przybliżenia do 30 razy. Testowałem go spod warszawskiego Centrum Nauki Kopernik – w przykładowych zdjęciach poniżej obadajcie dwie fotki. Pierwszą, przedstawiającą most i drugą, przedstawiającą dzieciarnię siedzącą pod nim. Po drugiej stronie rzeki :)
Po drugie, ilość zautomatyzowanych rozwiązań. Aparat ma osobny tryb scenariuszowy dla prawie każdej sytuacji, jaka może Cię spotkać w życiu. Bawiłem się tymi najbardziej przydatnymi w codziennym foceniu – głównie redukcji drgań i rozogniskowywaniu tła – ale na chętnych czekają ich jeszcze dziesiątki. Sprzęt potrafi też samoczynnie cykać portrety z fajną głębią w oparciu o cyfrowe wyszukiwanie twarzy i uruchamianie się poprzez znalezienie w kadrze uśmiechu. Trochę szok.
Po trzecie, system wygładzania obrazów. Pokazywałem Ci go już przy okazji relacji z TEDx Warsaw, ale dzisiaj opowiem trochę szerzej. W przykładowych zdjęciach na dole możesz znaleźć portret młodej dziewczyny (bodajże trzecia fotka).
Wygląda trochę jak malowany farbkami, prawda? Z początku wydawało mi się to wadą, ale przecież ja to zdjęcie zrobiłem w ciemnym kinie, z ręki, na zoomie blisko 20*. Jak na takie warunki, to wyszła mi wręcz żyleta. Podziwiam.
Po czwarte, automatyka. Nie wiem kto ustawiał ten aparat, ale domyślne ISO powyżej 1000 w trybie “pełna automatyka” to jednak trochę zabawna opcja :) Na szczęście po chwili przerzuciłem się na P, czyli tryb wsparcia automatyki podstawowymi nastawami i już wszystko szło gładko. Tryby scenariuszowe również radzą sobie same. Tylko ten najprostszy automat jakiś taki kapryśny.
Po piąte, GPS. Trochę nie wiedziałem jak działa, ale w opcjach mogłem na bieżąco podglądać moją aktualną pozycję. Pewnie da się gdzieś wyeksportować dane dotyczące pełnych whereabouts każdego ujęcia.
Przykładowe Zdjęcia
Nie ma lepszej formy przetestowania aparatu. Trzymaj kilka zrobionych przeze mnie w trakcie testów fotek. Z początku miałem trochę przejść z szumami (ISO powyżej 1000 przy auto w słoneczny dzień, naprawdę?) ale jakoś z czasem udało mi się to obejść. Żadna z fotek nie była kadrowana, retuszowana, nic z tych rzeczy.
Można by rzec, że są prościutko z karty :)
[nggallery id=5]
Komu Bym Go Polecał?
Hm. Pierwsze co mi przychodzi do głowy to: blogerom :)
Sony DSC-HX200v jest strasznie duży jak na cyfrówkę, a przy tym niesamowicie niedokładny jak na ekwiwalent lustrzanki. Do codziennego pstrykania różnych rzeczy (np. przygotowywanych potraw, nowych kreacji, publicznych wystąpień w miejscach o wątpliwym naświetleniu) nadaje się jednak całkiem dobrze. Szczególnie, że nie jest jakoś przesadnie drogi – z tego co się orientowałem to sklepy oferują go za okolice 1600zł. Aktualizacja: właśnie się dowiedziałem, że 1600zł za aparat tej klasy to całkiem sporo. Tak czy inaczej – sprzęt wydaje mi się wart swojej ceny.
Aparat na trybie manualnym lub półmanualnym robi bardzo poprawne zdjęcia, ale szał to nie jest. Powala za to automatyka ze scenariuszy. Jeśli ktoś jest w stanie oddać część swobody i jakości w zamian za bezstresowe powstawanie ujęć w najgorszych nawet warunkach, polecam z czystym sercem. Nie siedzę w branży fotograficznej, ale efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Jeśli jesteś prosem, to specyfikację techniczną możesz obadać tutaj.
Podsumowując: Sony DSC-HX200v to bardzo udany automat dla fotografów-amatorów potrzebujących aparatu wszechstronnego, ale też i wygodnego w używaniu.
W moim codziennym blogowaniu był bardzo przydatny i sądzę, że jeśli też masz wymagające archiwizowania różnych rzeczy hobby, powinien się sprawdzić. Nie jest to jednak sprzęt profesjonalny i każda próba zrobienia ultra-złożonego zdjęcia skończy się lekką frustracją. Jak na cyfrówkę jest jednak rewelacyjny.
O ile się umie korzystać z magicznego trybu P :)
PS: Aha, udało mi się nawet pamiętać o nagraniu testowego filmu, ale jak znam życie to łamie pewnie z połowę przepisów ustawy o prawach autorskich, więc, po zastanowieniu, nie będę go publikował. Zdjęcia 3D też testowałem, ale z braku odpowiedniego sprzętu nie mam z nimi co zrobić :) Ponadto, jakby Cię naszła ochota na moje inne fotki to możemy się dodać do znajomych na Deviancie. W sumie zapomniałem o tym koncie, ale pewnie na wiosnę do niego wrócę. Zawsze na wiosnę wracam.
Ciepło pozdrawia Twój bloger,