Właśnie się zaczekowałem w moim hotelu w Katowicach. Pierwszy interesujący mnie koncert na OFF Festivalu startuje dopiero za dwie godziny. Tak sobie leżę i przeglądam program tegorocznej edycji i chyba mam pomysł na notkę :)
No bo zobacz – Śląsk dąży do stania się polską stolicą muzyki alternatywnej. Podczas gdy różne festiwale (powiedzmy, że mainstreamowe) są w różnych miastach (pure logic, wiem), tak prawie cała koncertowa oferta Katowic opiera się o OFFa, Taurona Nową Muzykę i Rawę Blues. Nisza, nisza i nisza.
Z jednej strony jest to fajne pozycjonowanie, ale z drugiej bardzo mnie ciekawi, czy środki marketingowe podjęte przez organizatorów tych festiwali wystarczą, by przyciągnąć odpowiednio dużo ludzi z kraju aby cały bajer pozostawał rentowny.
Pozostaje też kwestia ich ewentualnej współpracy – czemu przy kupnie biletów na OFFa nie dostałem propozycji powiększenia zakupu do opłacającego się zestawu z Tauronem? Pozostaje to dla mnie rynkową tajemnicą.
Koncerty muzyki alternatywnej i nowej nie mają jeszcze wyrobionej marki. Koncertowej marki nie ma też większość występujących na nich zespołów.
Uwielbiam Antlersów (Ty też możesz), ale nie mam złudzeń. Jutrzejszy koncert może być zarówno świetny jak i strasznie podły. Chłopaki nie mają jeszcze pewnego rzemiosła, podobnie jak i nie wiem, ilu fanów grupy pojawi się pod sceną. Wszystko okaże się na bieżąco.
To nie jest coś, za co nie-do-końca-przekonany potencjalny festiwalowicz może zagłosować portfelem.
Pytanie
Jak to wygląda u Ciebie? Lepiej się czujesz na imprezach, na których “wiesz jak będzie” (załóżmy Open’era) czy na takich, gdzie w zasadzie wszystko się może zdarzyć (zarówno pozytywnie jak i negatywnie)?
Leci na Paulę i Karola Twój bloger,