Ponad 700 otwartych na nowe pomysły umysłów, około 20 mówców, ogrom organizatorów i technicznych, bliskie perfekcji przygotowanie. Jedno miejsce, jeden dzień. Licząc z afterem, szesnaście godzin świetnych rozmów i dobrego humoru. To był mój pierwszy TEDx. Ale coś tak węszę, że nie ostatni.
Pierwsze Chwile
Wiosenny nastrój unosił się w powietrzu od pierwszych chwil konferencji. Wszyscy mają na szyi passkarty zawierające wielkie, drukowane imiona, nazwiska, profesje wraz z nazwami firm oraz listy trzech tematów, na które można z daną osobą pogadać. Magiczna koncepcja, wszyscy są na ty, nie trzeba się długo przedstawiać, rozmowy kleją się same z siebie. Za oknem jasno. Pod sufitem buzuje energia.
Gęstniejący tłum cechuje pogodne, otwarte nastawienie dowiedzenia się czegoś nowego i tolerancja. Każdy mówi co chce, nikt nie jest wyśmiewany. Co prawda parę osób uprawia potężny hunting w celu skolekcjonowania jak najpokaźniejszej kolekcji wizytówek, ale to tylko jednostki. Mainstream bawi się na pełnej kulturze.
Wtem, bez głośniejszej zapowiedzi, przenosimy się do wnętrza sali premierowej w Multikinie Złote Tarasy. TEDx Warsaw 2012 zostaje oficjalnie rozpoczęty.
Speakerzy Godni Uwagi
Nie udało mi się znaleźć żadnych oficjalnych nagrań, więc na razie musisz się zadowolić samymi nazwiskami. Może znajdziesz o nich coś w sieci na własną rękę, co też nieśmiało Ci sugeruję. Warto.
Aha, bo bym zapomniał. Motywem przewodnim tegorocznej edycji konferencji było hasło storytelling oraz jaki jest jego wpływ na nasze życia.
Tyle tytułem wstępu, pora na bohaterów:
Jamie Keddie – szkocki (?) nauczyciel i mówca zajmujący się na co dzień zgłębianiem potencjału sieciowych filmików we wzbogacaniu nauczania. Ma fajny talent do snucia historii – opowieść o nagrywającej niechcącego mema dziewczynie brzmiała jak gawędzona przy ognisku, późnym wieczorem, pod gołym niebem.
Wpadliśmy na siebie na afterze i złapaliśmy kontakt, który udaje się podtrzymać mailowo. Facet jest, poza wszystkim, bardzo inteligentnym komentatorem problematyki praw własności i piractwa w Internecie. Chcielibyście jakiś mikro wywiad? :)
Christian Dumais – ujmujący pisarz amerykańskiego pochodzenia, aktualnie mieszkający we Wrocławiu. Zawsze chciał napisać Wielką, Poważną i Istotną książkę a światowy rozgłos zyskał dzięki drobnemu (na początku) żartowi – w wolnych chwilach przeistacza się bowiem w królującego na Twitterze Pijanego Hulka :)
Christian w swojej mowie wyszedł z założenia, że każda dobra historia, tak jak i nasze życia, polega na coming home. I że nie ważne co się stanie, ale w końcu do tego domu i tak zawsze dotrzemy. Jedną drogą albo inną. Wcześniej lub później. Ale na pewno.
Michael Schudrich – Chief Rabbi of Poland – charyzmatyczny duchowny, który o najczarniejszych godzinach holokaustu opowiadał z zaskakującą lekkością i jednoczesnym szacunkiem.
Opowiedział o ludziach, którzy dopiero w dojrzałym życiu dowiadują się o swoich żydowskich korzeniach i, trochę jak w historii przedmówcy, próbują znaleźć swój nowy psychiczny dom. Trudne zagadnienie, ale jak wyszło, dosyć częste.
Edi Pyrek – pozytywny wariat, który życzył nam wszystkim, abyśmy odnaleźli własne gumowe wkładki w pisuarach swoich żyć :)
Wbrew pozorom miało to sens, bo chwilę wcześniej streścił nam taką słynną biznesową anegdotę, jakoby mężczyźni po umieszczeniu małego punkciku we wnętrzu pisuaru zachowywali się kilka razy, hm, celniej niż bez niego (co pozwala zaoszczędzić grube miliardy na środkach czystości).
A jest to metafora bardzo celnego spostrzeżenia – ciężko się osiąga cel, gdy się go nie ma.
Brien Barnett – dziennikarz, który spędził sześciomiesięczną zimę polarną w bazie na biegunie południowym.
Wiesz, eskapizm to jedno z moich drugich imion, więc wizja trwającego blisko dwieście dni odosobnienia w jednolitym, białym (lub czarnym, gdy słońce zajdzie) świecie bez detali i ruchu brzmi całkiem kusząco.
Mowa Briena zwracała uwagę na często pomijany w codziennym pędzie aspekt życia – marzenia potrzebują czasu, uwagi i, przede wszystkim odwagi. Mimochodem się nie spełnią, a przynajmniej nie tak często, jak z naszą drobną pomocą.
I wreszcie, last and by no means do I mean least important:
Anna Lichota – polska himalaistka, alpinistka, wszystko naraz. Skromny, cichy bohater własnego sumienia o odwadze tak wielkiej, jak Mount Everest wysokie.
Naszła mnie właśnie jedna myśl. Mam wrażenie, że ta delikatna kobieta przeszła w ekstremalnych warunkach (często po pionowej ścianie) więcej kilometrów niż większość Polaków robi w ciągu roku ogółem, od pracy do domu i z powrotem. Warte przemyślenia.
Trochę Wtopa
Niestety, gorszych mów było znacznie więcej niż dobrych.
Cały TEDx został podzielony organizacyjnie na cztery panele – anglojęzyczny, polski, polski i znowu anglojęzyczny. Trochę głupio przyznać, ale obie nasze sekcje odbiegały od siostrzanych dosyć znacząco.
Jeśli organizatorzy jakimś trafem tutaj zajrzą, to mam mały postulat. Proszę, weryfikujcie mówców trochę dokładniej i dodajcie im do wymogów próbne wystąpienie, takie na kwartał przed TEDxem, okej? Powinno pomóc.
W skrócie – większość polskojęzycznych mówców nie miała pojęcia czym jest TEDx (ideas worth spreading? Anyone?). Kilku w ogóle nie umiało występować przed ludźmi. A moich bezwzględnych mistrzów to już wspomnę z imienia:
Najpierw Roman Fleszar.
Na scenę wchodzi wyglądający na naukowca mężczyzna. Wraz z jego prezentacją startuje z głośników spokojna, azjatycka muzyka. Mówca opowiada o zbudowanym w Chinach szkockim zamku otoczonym winoroślami. A potem opowiada o jedzonych z żoną przysmakach. A potem o statkach w porcie. A potem o tym, jak wyglądają mieszkańcy okolicznych miast. A potem o rowerzystach. A potem o śpiących na chodniku ludziach. A potem znowu o statkach. I o pieprzonych robaczkach z kuwet (to cytat).
Być może pan Roman stracił wątek, być może nigdy go nie miał. Raczej się już nie dowiemy. Ale Złota Malina Nieogarnięcia ląduje właśnie u niego :)
Moi kolejni mistrzowie to Patryk Góralowski wraz z kolegą, którego imienia niestety nie pamiętam. Obaj reprezentowali jednego ze sponsorów wydarzenia, czyli Microsoft Polska.
Wyszli na scenę, ustawili się w pewnej odległości od siebie samych i zaczęli na dwa głosy opowiadać enigmatyczną i nie mającą żadnego sensu historię o koncepcjach, krzesłach, kolorach, koncepcjach, ruchu, koncepcjach, designie, programowaniu i, o, zapomniałbym, koncepcjach oczywiście. Na samym końcu wyszło na to, że tą koncepcją jest stylistyka Metro.
Doprawdy, gdybym nie czytał codziennie Antyweba to nie miałbym pojęcia, o co im chodzi. Siedzący obok mnie znajomy (swoją drogą, poznany parę dni wcześniej na warsztatach TEDx Networking), choć zajmuje się designem zawodowo i jest to jego pasja, pojęcia nie miał.
Słowem Zakończenia
Nie zrozum mnie źle, TEDx był super. Postanowiłem napisać o tych nieudanych mowach ku przestrodze na przyszłe edycje konferencji oraz, po prostu, żeby się pośmiać. Pan od szkockiego zamku i chłopaki z MS zaskarbili sobie niekłamany podziw całej publiki. Czegoś takiego nie spodziewał się nikt :)
Dzień, choć długi, zapamiętam mile i na bardzo długo. Między innymi dzięki bardzo udanemu after party, na którym poznałem w zasadzie drugie tyle fascynujących osób, co na samych prezentacjach.
Korzystając z faktu, że to mój blog i mogę szafować jego przestrzenią jak tylko mi się chce (ha! <3), chciałbym wszystkich spotkanych i poznanych w zeszły czwartek ciepło pozdrowić. Mam nadzieję, że uda się jakoś na siebie wpaść przy okazji :)
No i osobne ukłony dla Sandry Bichl, prowadzącej warsztaty TEDx Networking. Charyzma i entuzjazm tej dziewczyny mogą być przyrównane chyba jedynie do jej doświadczenia i umiejętności budowania relacji interpersonalnych. Jeśli miałbyś kiedyś okazję uczestniczyć w jej szkoleniu – pędem. Warto.
I o, to chyba tyle. Jakbyś miał jakieś dodatkowe pytania to dawaj w komentarzach :)
Wszystkie fotki w tej notce zostały zrobione testowanym aparatem Sony. Pozdrawia Twój bloger,