Skoro nie mam bagaży to się chociaż przejdę

 

No więc, po przygodach na lotnisku w Lisbonie wylądowaliśmy wreszcie w Porto. Znaleźliśmy się wczesną nocą gdzieś pośrodku pozabijanej deskami dzielnicy pełnej migających pomiędzy przecznicami dealerów. Nie mamy bagaży. Nie mamy gdzie spać. 

Na szczęście mamy karty z rekompensatą od TAPu więc bez większych atrakcji kołujemy taksówkę, która zawozi nas prosto do łóżeczka w jednym z miejskich Ibisów. Swoją drogą, Ibis to sieciówka naprawdę warta polecenia. Rozsądne ceny, całodobowy bar (z gorącymi potrawami!), sklepik i obsługa, darmowy net oraz brak jakichkolwiek problemów ze skróceniem pobytu – niby powinien się legitymować takimi cechami każdy hotel, ale jest jak jest. Ibisa lubimy.

Następnego ranka, nadal bez bagaży, postanowiliśmy przejść się na krótki spacer. Czekanie i martwienie się jest bez sensu.

Wczesny ranek, jakiś zapomniany przez Boga i ludzi taras z kamienia.

Villa Nova de Gaia. Druga strona rzeki. Poupychana przez cywilizację na litej skale, jak i całe Porto.

Te czerwone, długie dachy po prawej stronie zdjęcia to zaczynające się skromnie piwniczki porto. Porto, czyli wina z Porto. Tego dobrego. Potem są ich całe kilometry.

Tutaj nawet zwykły McDonald’s ma nietypowy klimat. W środku jedna ze ścian jest ogromnym, pięknym witrażem z lat trzydziestych. Kiedyś zrobię dla Was zdjęcie.

Panorama drugiego nabrzeża. Choć ma pewne niedoskonałości:) to fajnie oddaje klimat miejsca.

Wtem, po kilkunastu sprawdzeniach czy bagaże już dojechały, dzwoni mi telefon. Ale dzwoni dziwnie, bo ani numeru nie znam ani to z Polski. Odbieram i słyszę najdziwniejszy akcent angielskiego na świecie.

– Your baggages are three and they are waiting for your collection sir.

– In the lost & found office, yes?

– Yes, at the aeroporto sir.

No to skoro aeroporto to aeroporto. Rzuciliśmy jedzoną aktualnie francesinhę (w barze, w którym siedliśmy na wczesny obiad w międzyczasie zdążyło dwa razy wywalić korki co wszyscy goście witali wielkim entuzjazmem) i przenieśliśmy się do metra. Na samym lotnisku z kolei nie chcieli nas przepuścić za powitalne bramki (bo biuro lost&found jest sprytnie ulokowane na hali przylotów) więc dostaliśmy na szybko tymczasowe karty dostępu.

Aeroporto says I’m special :)

Tak, odzyskaliśmy bagaże. Torby były tylko trochę skopane i porysowane, ale ilość dodatkowych tagów i tak robiła wrażenie (do podejrzenia w nagłówku poprzedniej części historii). Doturlaliśmy się z powrotem do hotelu i wreszcie mogłem się przebrać w nowy T-shirt.

Pranie w umywalce praniem w umywalce, ale jednak świeżość nowych ubrań po kilkunastogodzinnej podróży, nocy i całodziennym spacerze to coś pięknego. Swoją drogą jestem łosiem, że nie miałem awaryjnego zestawu ciuchów na jeden dzień w bagażu podręcznym. Na przyszłość będę już wiedział.

Wieczorem poszliśmy na jeszcze jeden spacer, tym razem w stronę oceanu. Na zdjęciu widać zresztą niewyraźnie dwie wieżyczki ujścia z portu. A za nimi już tylko Ameryka.

Twój bloger,

Andrzej Tucholski


///

PS: I wszystko pięknie, tylko nadal nie mamy gdzie mieszkać na stałe bo hotel, jak wygodny by nie był, w większej skali wychodzi trochę kosztownie jak na prywatny użytek. No ale trochę się sypnąłem, bo przecież już wspomniałem, że Ibisy nie robią problemu ze skracaniem czasu pobytu. Czyli jakiś ciąg dalszy jest. Ale to już nie dziś, opowieści trzeba umieć dozować :)

Z innych nowinek to w bocznym social media pasku przy notce (tym pływającym razem z czytaniem) pojawił się guzik do share’owania notki na Facebooku. Zapraszam do intensywnego i brawurowego używania. Podobno kliknięcie przynosi szczęście na cały dzień.

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies