Dzisiejszy spacer po Porto będzie wyjątkowy, bo nie wyściubimy w nim nosa spoza jednego pomieszczenia. Ale że jest to pomieszczenie pełne marzeń, potencjału, symboli i obrazków to chyba nie będzie tak źle, right?
Portugalczycy kochają sztukę
Wydać tu książkę to żadna atrakcja. W dużych miastach co parę ulic jest świetnie zaopatrzony sklep z instrumentami lub aparatami lub materiałami dla malarzy lub czymkolwiek innym. Sporo schodków na stale robi za siedzisko dla rysowników (nie tylko studentów). Domorosłe zespoły grają na rogach ulic lub małych imprezach i zyskują lokalną sławę. Wszyscy tańczą. Wszyscy lubią śpiewać.
Oraz, co dzisiaj będzie znamienne…
Wszyscy tu kochają komiksy
Można je znaleźć w każdej księgarni i nie są to jakieś małe pudełka przy samej kasie tylko odrębne, robiące za część asortymentu regały. Sporo jest też sklepów dedykowanych. To właśnie do jednego takiego Cię dzisiaj zabieram :)
Nazwy sklepiku nie pamiętam, ale łatwo do niego dojść. Lokal jeszcze łatwiej znaleźć, bo zawsze ma calutką wystawę w plakaty i kolekcjonerskie gadżety słynnych serii z lat 60 i 70. Gdy będziecie kiedyś w Porto to wpadnijcie koniecznie :)
Pomieszczenie jest spore. Przypomina rozkładem krzywą literkę “T” i choć korytarze są całkiem szerokie, ilość dostępnych komiksów zawęża miejsce do chodzenia do wąziutkiego przesmyku.
Stosiki wydawnictw w różnych cenach i różnej jakości (każdy komiks ma właściwą antykwariatom inskrypcję tłumaczącą datę przyjęcia lub kupna, stan oraz cenę) są niepoliczalne i wypełniają każdy możliwy kąt sklepu. Tanie komiks leżą w kupkach…
… lepsze mają miejsca stojące.
Najcenniejsze kolekcje chowają się za szkłem. Nie jest to jednak problem – jeśli chce się któryś numer pomacać to właścicielka od razu leci po klucze i cieszy się, że ktoś interesuje się jej zbiorami.
Generalnie właścicielka jest super. Kobieta po pięćdziesiątce pamięta lokalizację każdego jednego komiksu i chętnie sobie na ich temat konwersuje. Pomagała nawet wybrać dla mnie coś prostego, dla nauki języka :)
Gadżety też mają wzięcie
Oprócz albumów i zeszytów prawie każdy z tych sklepów ma przynajmniej parę półek oficjalnych gadżetów – figurek, gier planszowych, plakatów, breloczków, filmów, you name it. Przegapiłem moment, ale parę tygodni temu ten konkretny lokalik miał całą wystawę w oficjalnych gadżetach Jamesa Bonda. Wiedzieliście, że w swoim czasie można było kupić WSZYSTKO sygnowane 007? Nawet mikrofilmy albo resoraki :)
Ale najlepsze to są tytuły
Co prawda powinienem przywyknąć do tłumaczonych tytułów bo, powiedzmy, w Polsce też nie mamy Donald Ducka tylko Kaczora Donalda, ale jednak zobaczenie znanego mi brandu w obcej wersji zawsze jest fajną zabawą.
Rozpoznacie, jakie to serie? :)
Pamiątka
Dla efektywniejszej nauki portugalskiego w innym sklepiku kupiłem sobie jeden z rzadkich, bo nieznanych mi tomików przygód Asterixa i Obelixa. Co prawda niektóre gry słowne zawarte w imionach lub nazwach miejsc totalnie mi uciekają, ale jak już jakąś złapię to jest triumf 140% :)
A do sklepiku z notki jeszcze wrócę, bo podobno Karolina chce mi sprawić jeden z niewydanych w Polsce albumów przygód Sknerusa. Chyba nie powinienem o tym wiedzieć, ale, jak to mawiają, fotograf może i oko ma w obiektywie, ale ucho tam gdzie zwykle. Sesese :>
Aparat
Wszystkie zdjęcia zrobiłem Nikonem D600, szkło Nikkor 24-70 lub Nikkor 50. Z tego co widzę to się tak śmiesznie złożyło, że cały jeden odcinek spaceru machnąłem stałką. Pewnie nie miałem czasu wymienić jak się okazja napatoczyła :)
Tak czy inaczej – focenie w BARDZO ciemnych pomieszczeniach jak widać wychodzi nieźle. Nie mam teraz możliwości sprawdzenia wszystkich danych zdjęć (przerabiam je w domu a uploaduje z kawiarni) a wcześniej nie pomyślałem – wydaje mi się jednak, że cykałem je przy ISO maksymalnie 800, chyba nie wybrałem ostatecznie 1600. Efekty bardzo udane.
Następny odcinek
Dobra, chyba powoli się zbieram do focenia ludzi na ulicach. Czytam sobie oba albumy Sartorialisty i jakoś tak się upewniam, że może nawet uda mi się zadbać o materiał do całego wpisu i nie wdać się w ani jedną dyskusję w języku, który rozumiem tak na ćwierć gwizdka. Tak czy inaczej, trzymajcie za mnie kciuki.
Jutro lecę na weekend do Walencji, ale od wtorku będę działał w terenie :)
Buźki z rogu kontynentu,