Parę dni minęło, mogę wrócić do Batmana. W pierwszej części tekstu zająłem się psychofanami, hypem, podnoszeniem poprzeczek i podrzuciłem Wam fajny dokument poświęcony psychologii w sadze o nietoperku. Dzisiaj lecimy dalej.
Kolejne lekcje wyniesione z nocnego seansu to:
4. Można zrobić dobry, poważny film o superbohaterze
Wbrew pozorom ta lista wcale nie powstała tylko po to, by skrytykować nowe dzieło Nolana na każdy znany mi sposób. Pomijając różne drażniące w odbiorze pierdoły jest to, bądź co bądź, bardzo udane kino, które przełamuje pewne moje prywatne tabu.
Otóż gdzieś pomiędzy Spider-Manem z Tobeyem Maguirem a pierwszym Iron Manem świat dowiedział się, że nie, amerykanie nie są zdolni do produkcji sensownych i faktycznie głębokich filmów o superbohaterach bez lecącego co 20 sekund głupiego gagu.
Na szczęście do roboty wziął się Christopher i pokonał zaklęcie. Batmany są patetyczne i ciężkawe, ale wytrzymują własną konwencję.
Poważne sceny nie mają “spiderowej” przypadłości polegającej na lecących przez widownię niekontrolowanych parsknięciach za każdym razem, gdy ktoś na ekranie mówi coś istotnego.
5. Długi film trzeba umieć zrobić
W ostatniej części tekstu sugerowałem, że można by przemodelować kolejność całej sagi. Dzisiaj z kolei pokuszę się o kolejne dwa założenia.
Po pierwsze, nawet jeśli założylibyśmy zostanie przy aktualnej kolejności złoczyńców, “Rises” można było spokojnie rozłożyć na dwie części (i nazwać je “Falls” i “Rises”). Pierwszą część uciąć (spoiler) przy zdobyciu Gotham i zrzuceniu Wayne’a do dołka, drugą puścić od “miesiąc później”, gdy miasto spowił pozycyjny marazm a Bruce’a przestają boleć plecy (/spoiler). Przy Potterze zadziałało, zadziałało by i tutaj ;)
Po drugie, spośród ośmiu rad, które pozostawił przyszłym pisarzom Kurt Vonnegut (pełna lista tutaj) Nolan, niestety, zignorował zupełnie aż cztery. Niestety, były to “te istotne cztery”:
1. Szanuj czas swoich czytelników tak, by nie poczuli, że go marnują.
(…)
4. Każde zdanie musi spełniać jedną z funkcji – albo odkrywać charakter bohatera albo posuwać dalej akcję
5. Zacznij tak blisko końca, jak to tylko możliwe.
(…)
8. Daj swoim czytelnikom maksymalną ilość informacji w minimalnie krótkim czasie. Olej suspens. Czytelnik powinien mieć pełną świadomość o co chodzi, tak, aby był w stanie dokończyć historię na własną rękę. Niech ostatnie parę stron zeżrą karaluchy!
Pełno w Batmanie scen, które w sumie nie robią nic konkretnego fabule, nie przedstawiają motywacji bohaterów i, szczerze mówiąc, sprawiają wrażenie dodanych “dla smaku”. Dla jakiegoś abstrakcyjnego dopełnienia ogólnego klimatu filmu. Szkoda tylko, że pojawiły się w ostatecznym montażu kosztem brutalnego cięcia dokonanego na pozostałych.
Moim prywatnym mistrzem jest trwająca dosłownie kilkadziesiąt sekund (spoiler) przyspieszona wersja rewolucji francuskiej, po której bez żadnego głębszego wyjaśnienia mamy nagle w Gotham stan wojenny i o, jest pół roku później (/spoiler).
Ech, Krzysiek. Tak się tego nie robi :)
6. Nawet najlepsi łapią się w pułapkę deus ex machina
To chyba najważniejsza lekcja wyniesiona z premiery nowego Batmana. Dobry autor tym się różni od marnego, że jego historii nie nękają pewne konkretne, powszechnie znane przypadłości. Jedną z nich jest właśnie deus ex machina.
Nolan jak widać nie podołał.
O co chodzi? Już tłumaczę.
Wyobraź sobie trwające przez 40 stron, niesamowicie klimatyczne opowiadanie o młodej parze uwięzionej w domku pośrodku lasu. Trwa burza stulecia a po okolicy błąka się uciekły ze strzeżonego konwoju psychopata, najbrutalniejszy sadysta złapany w historii. Wyobraź sobie narastający suspens (młodzi są bezbronni, sadysta kradnie z szopy jedyne opisane wcześniej narzędzie – potężny sekator). Para chowa się w ostatnim pokoju na piętrze, barykadują drzwi krzesłem. Przez sum deszczu przebija się potężny hałas z dołu. Jakby ktoś wywalił z zawiasów drzwi. Ulewa narasta o okno, przez huk ledwo można usłyszeć skrawki własnych myśli. Nie słychać żadnych kroków, tylko krople uderzające o szkło. Nagle przez białe, brzozowe drzwi przebija się ogromny sekator. Trafia tuż pod klamką, roztrzaskując też oparcie blokującego mechanizm krzesła.
W tym momencie chłopak odpycha dziewczynę, sięga po leżącego na parapecie shotguna i wali dwa razy prosto w powstała wyrwę :)
W skrócie – pisarzowi (scenarzyście też) wolno korzystać tylko z tych narzędzi, które przedstawił czytelnikowi (widzowi) już wcześniej. Nie można w przedostatniej minucie poważnego filmu wprowadzać magicznego urządzenia, które leczy całą epidemię. Nie można też w ostatniej sekundzie tłumaczyć motywacji jednego z głównych bohaterów.
Scarecrow chciał siać kontrolowany chaos aby uwolnić z ludzi ich najgłębsze strachy i paranoje. Jokes chciał siać niekontrolowany chaos aby uwolnić z ludzi ich najprymitywniejsze instynkty. A tutaj “Bane robił rzeczy”. Bez żadnego konkretnego celu.
Świat nie miał jasno wytłumaczonych zasad gry. Największy z minusów.
7. Hans Zimmer to zdolna bestia
Co tu kryć, wyszło mu kolejne epickie dzieło. To jeden z moich ulubionych kompozytorów. Choć w przeciwieństwie do Johna Williamsa jest trochę bardziej powtarzalny i operuje na podobnym zestawie brzmień to i tak nie sposób mu odmówić nastroju.
(jeśli nie widzisz filmiku – link do Youtube)
8. Politycy to też ludzie
A tak w ogóle to w kolejce do skasowania biletów stałem razem z panem ministrem Michałem Boni. Ostatnio widzieliśmy się na kongresie wolności w Internecie a jeszcze wcześniej na tamtej pamiętnej debacie dookoła ACTA. Jakoś tak w toku medialnych transmisji człowiek zapomina, że polityk też może podjarany czekać na północną premierę filmu :)
Podsumował Twój bloger,
///
PS: Już jutro finalne starcie w Słownych Potyczkach. Widzimy się jak zwykle, o 21:00 ale punkty dla drużyny można nabijać cały czas. Pamiętajcie, że zwycięski team ma dodatkowe 10 Scrabbli do rozdania swoim uczestnikom! :)