Ten wpis miał być pierwotnie recenzją filmu Dark Knight Rises. Taką prawdziwą, z plusami, minusami i podsumowaniem. Tyle że byłoby to marnowanie potencjału, bo sytuacja narosła dookoła premiery zasługuje na trochę głębsze wnioski niż ocena oświetlenia.
1. Psychofani to super sprawa
Pierwszą notkę o nowym filmie Nolana opublikowałem w noc premiery, tuż po powrocie z kina. Zawarłem w niej kilka zapamiętanych na gorąco zarzutów + spostrzeżenie, że mogę się mylić, więc pogadajmy na poziomie. Było późno (jakoś po trzeciej nad ranem) więc wydawało mi się, że to wystarczy.
A skąd :)
Nie zdążyłem się nawet porządnie wyspać a na mojej skrzynce już czekały dwa maile tłumaczące w klarowny sposób, że ewidentnie jestem debilem lub przespałem pół filmu. Z czasem pojawiły się też (trochę grzeczniejsze, jednak blog zobowiązuje) komentarze pod wpisem.
Ostatecznie dostałem też mój ulubiony list, w którym autor w długi i wyczerpujący sposób dochodzi do tezy, że w oparciu o moje pytania do filmu nie wolno mi powiedzieć, że mi się nie podobał. Ach no tak :)

2. Jedna skucha potrafi zabić najlepiej zbudowany hype
Nie kojarzę wielu osób bardziej nakręconych na tę sagę bardziej ode mnie. Begins było bardzo spoko, ale po Dark Knight stałem się fanem z całego serca. Być może nie wiesz, ale swego czasu była w planach nawet blogowa, autobusowa wyprawa do Berlina na światową premierę Rises. Coś ostatecznie się nie spięło, ale pomysł do przeniesienia na inną okazję ;)
Na nowego Batmana szedłem do kina z jak najlepszymi oczekiwaniami. Spodziewałem się filmu przynajmniej tak dobrego jak poprzednia część. A marzyłem o jeszcze lepszym.
No, cóż. Przejechałem się. Nie jakoś bardzo, ale jeśli oczekuje się 10/10 to nawet 9/10 potrafi rozczarować. Wbrew podejrzeniom hejterów wcale nie wyszedłem z seansu radośnie zacierając ręce na kontrowersyjną notkę tylko było mi po prostu smutno.
Zepsuto mi finał legendy.
3. Można się potknąć o własną poprzeczkę
Co wobec tego mi nie zagrało?
Nolan nie wytrzymał presji własnego talentu i rzemiosła. Olał wyznaczone przez siebie samego trendy.
3a – ogólny nastrój
Begins było pełne mistycznych motywów a za główny motor fabuły dano ludzką niezdolność do radzenia sobie z wewnętrznymi strachami i słabościami (całkiem głębokie). Ostatecznie sytuację rozwiązał kierujący się nieugiętymi wartościami człowiek o wysokiej inteligencji i sercu zdolnym ufać.
Dark Knight odsunęło mistycyzm w cień i postawiło wszystko na jedną kartę – wyciąganie z ludzi ich najbardziej prymitywnych instynktów (w pewnym sensie rozwinięcie dzieła Scarecrowa).
Rises przywraca mistycyzm z całą możliwą mocą + spłyca motywacje kierujące czarnymi charakterami. Sorry, ale po psychologicznym majstersztyku Jokera nie jestem w stanie patrzeć na rage’ujących po mieście sekciarzy z terrorystą na czele. Problem Bane’a rozwijam osobno w punkcie szóstym i siódmym, warto na nie poczekać.
Generalnie najlepiej by było, gdyby Nolan odwrócił kolejność swojej trylogii. Begins przemianować na Rises i zostawić fabułę bez zmian; Dark Knight przemianować na Falls i zamiast Jokera dać Bane’a (fajnie by się wtedy zgrała dwójka sprzymierzonych wrogów ze zniszczonymi twarzami) a ostatnią część nazwać po prostu Dark Knight i dopiero tutaj przedstawić Jokera.
Wtedy trend jakości wyglądałby jak krzywa rosnąca, nie jak pagórek.
3b – świat przedstawiony
Pomijając pojedyncze odchyły w stylu magicznego narkotyku lub skanującej świat sieci komórkowej (nie takie zresztą fantastyczne – i jedno i drugie to standard w większości teorii spiskowych), stworzona przez Nolana wersja Gotham mogłaby istnieć naprawdę.
Zachowania cywili, ogół zastosowanych technologii, reakcje władz lub służb publicznych. Wszystko działa i wygląda tak, jakby Gotham było “jakimkolwiek innym miastem”. Odurzeni więźniowie lub przetrzymywani na dwóch promach ludzie reagowaliby tak samo gdyby rzecz działa się w Nowym Jorku, Tokio lub Warszawie. Taki był główny zamysł tej sagi i jest to postanowienie, które zobowiązuje.
Tak więc sorry, ale (spoiler) nagłe wprowadzanie wypchanych ludźmi dziur w ziemi o chorej mechanice (więzienia tak nie działają)? Luki logiczne, dzięki którym uzbrojony jedynie w worek z żarciem Bruce jest w stanie dostać się na odciętą od świata wyspę z jakiegoś Kazachstanu w mgnieniu oka? Przytulanie się do roztopionej bomby atomowej i brak jakichkolwiek konsekwencji? (/spoiler) Nie. Takie i podobne uproszczenia fabularne zwyczajnie nie przejdą.
Ja wiem, że przy sporej dozie samozaparcia da się każdy z takich zarzutów wytłumaczyć i zamienić w “gwóźdź do trumny mojej wiarygodności” (ten tekst też mi się podoba), ale hej.
Bezrefleksyjnie zakochanym to można być w narzeczonej. Nie w wysokobudżetowym filmie. Trochę dystansu, pls.
(A zresztą – po dotychczasowym dorobku Nolana nie spodziewałem się filmu pełnego założeń, które trzeba by w jakikolwiek sposób tłumaczyć. Skoro facetowi udawało się tworzyć chore historie nie wzbudzające żadnych większych zastrzeżeń przez ostatnie lata to tutaj też mógł dać radę.)
// Zapowiedź i prezent
Trochę mi się ten tekst rozrósł, tak więc rozbijam go na dwie części. Pozostałe pięć lekcji wyniesionych z premiery Batmana opublikuję jakoś na dniach. Nie muszę chyba dodawać, że warto na nie czekać :)
Tymczasem jednak mam dla Ciebie jeszcze mały prezent. Bardzo dobry dokument zajmujący się psychologią postaci w Batmanie. Co prawda jest trochę długi, ale jak masz wolny wieczór lub przewidujesz jutro wolniej jeść śniadanie to warto się zainteresować.
(jeśli nie widzisz filmiku – link do Youtube)
Ciepło pozdrawia Twój bloger,