W momencie kiedy Ty czytasz te słowa, ja powinienem już być gdzieś na wysokości granicy z Niemcami. Otóż po paru latach wracam do Berlina. Ostatnio spędziłem w nim tylko jeden dzień, teraz jadę na trochę dłużej. Zobaczymy, czy spodoba mi się na tyle by kontynuować tradycję zgodnie z trendem.
Języka nie znam (pomijając perfekcyjną gramatycznie konstrukcję z nagłówka umiem jeszcze tylko powiedzieć ich bin nicht forbereitet i odmienić parę czasowników), warte odwiedzenia miejscówki mam pozaznaczane markerem na podręcznym planie miasta. Zanosi się fajnie.
Nie wiem, czy będę miał w pokoju Internet, więc z kontaktem może być słabo, ale jak uda mi się znaleźć wifi to sobie tutaj zajrzę. Możesz mi wobec tego pisać w komentarzach co powinienem zobaczyć, jakoś ogarnę w miarę możliwości :)
Ty za to ogarnij Aarona. Totally worth it.
(jeśli nie widzisz filmiku – link do Youtube)
Wracam pod koniec tygodnia (relacja ze zdjęciami gwarantowana), ale blog nie pozostanie przez ten czas niekochany. W zeszłym tygodniu przeżyłem prawdziwą eksplozję weny i udało mi się napisać trochę na zapas + namówiłem do pomocy przyjaciółkę. No przecież bym Cię tak bez tekstów nie zostawił, spokojna.
Mam nadzieję, że Twoja majówka też będzie kopać tyłki :)
Auf wiedersehen (tak to się pisze?),