Piszę notkę. Publikuję ją. Natychmiastowe powiadomienie dostaje feed, po chwili aktualizuję też media społecznościowe. Mija parę minut. Pojawia się pierwszy komentarz. Po krótkim czasie znajduję w statystykach nowy strumień odwiedzających pochodzących z pierwszego udostępnienia. Za pierwszym udostępnieniem następują kolejne. Strumień rośnie. Do wieczora pewnie siądzie mi z przegrzania serwer.
Tak brzmi najfajniejszy scenariusz życia notki, jaki tylko umiem sobie wyobrazić.
Niestety, nie jest on specjalnie częsty.
Marzenia vs Rzeczywistość
Polscy internauci swoje lajki, szery i retwittnięcia traktują często czulej niż amerykańskie licealistki własne dziewictwo (disclaimer: tak, to żartobliwa przenośnia nawiązująca do ramówki MTV. Gratuluję samodzielnym:). Być może sytuacja wygląda podobnie i w innych krajach, ale na razie śledziłem ją tylko u nas i to o niej dziś będzie.
Co prawda ostatnio się trochę poprawiło (dosyć żywo wspominam sytuację sprzed paru lat, gdy podesłałem znajomemu notkę o jego ukochanej muzyce z tekstem, czy nie spodobałaby się może jego znajomym, just saying. Zostałem odprawiony w las zarzutem, że przecież jemu nikt za to nie zapłaci, więc po co?), ale nadal jest nieszczególnie. Facebookowe feedy toną w memach, a że bajorko jest ograniczone, dla bardziej wyszukanych treści często miejsca nie starcza.
Co Udostępnia Internet?
To widzi każdy – obrazki z kwejka, demotywatorów, 9gaga i różne inne mięsne jeże. Lubimy to, co śmieszne, łatwe do przyswojenia i do tego lansujące nadawcę.
Mam taką prywatną teorię (być może już przez kogoś spisaną ale niestety nigdzie o niej nie czytałem w tej formie), że ludzie mówią swoim szerszym znajomym (nie najbliższym lecz takim jakich się ma na fejsie) tylko o tym, co podniesie ich rangę lub pozytywnie wpłynie na ich prestiż.
To tłumaczy maniackie linkowanie rozpędzających się hitów (pamiętasz jeszcze lawinę Gotye?) i nieśmiertelną popularność wszystkiego co powoduje parsknięcia. Każdy z nas chce być tym, który jako pierwszy pokaże coś genialnego znajomym. Tyle że o ile genialność obrazka jest w miarę obiektywna, tak linkowany artykuł lub inne wystąpienie może zostać – broń Boże – skrytykowane.
No, ale ile ja tu mogę sam gadać. Aby dodać notce mocy postanowiłem zapoznać się ze zdaniem wybranej grupy Internautów. Dziwnym trafem padło na odbiorców moich Kulturalnych Maili :)
Poniżej znajdziesz niektóre z odpowiedzi na proste pytanie – a co Ty udostępniasz w sieci?
– “Wszystko co przyciągnie mój wzrok na dłużej niż dziesięć sekund.” (Wiola)
– ” (…) nie robię tego zbyt często, bo czasem mam dość przesadnej ilości bzdur jakimi dzielą się ze mną i resztą świata moi bliżsi i dalsi znajomi. (…) okropnie lubię to uczucie, kiedy wykopana przeze mnie youtube’owa perełka zaczyna podobać się moim znajomym, a być może oni przekazują ją dalej.” (Kasia)
– “Zazwyczaj kieruję mną chęć dyskusji, więc najpierw muszę zapoznać mojego kompana z tematem.” (Karolina)
– “Głównie filmiki, bo wydaje mi się, że to one mają największą szansę zostania obejrzanymi przez moich znajomych w mediach społecznościowych.” (Adam)
– “Jedyne co udostępniam to wpisy z blogów, artykuły lub filmiki, których moi znajomi prawdopodobnie nie widzieli.” (Rafał)
– “Są to rzeczy, które mnie śmieszą albo są interesujące (np. jakieś wydarzenia, miejsca), albo dotyczą ostatnich rozmów z moimi znajomymi.” (Sandra)
– “Co mną kieruje przy wysyłaniu – znam obszar zainteresowań danego znajomego, wiec dzielę sie tym, co moze go/ją zainteresowan. Potem przy spotkaniu jest cała masa nowych tematów do rozmowy.” (Ania)
– “Przeczytałam świetną książkę? Obejrzałam genialny film? Trąbie o tym znajomym, bo wiem, że warto (…) Wszystko jest dla ludzi, a jeśli zarażę ich czymś pozytywnym, będę miała kolejnych sensownych kandydatów do rozmowy :)” (Ewa)
– “Najczęściej (kieruje mną) chęć podzielenia się tym, o czym w danej chwili myślę, poradzenia się, co do trafności wyboru, zakupu itp., albo chęć skonfrontowania jakiegoś pomysłu.” (Olga)
Dodatek – Jak Odnieść Sukces?
Syntetyzując te wypowiedzi w parę krótkich punktów otrzymujemy dosłowną instrukcję zdobywania szybkiej i bezbolesnej popularności w sieci. Wystarczy, aby Twoja treść była (w dowolnej kolejności i zestawie):
– Unikalna
– Świeża
– Przyciągająca uwagę
– Prowokująca dyskusję
– Prosta w odbiorze
– Związana z codziennym życiem odbiorcy
Efekt gwarantowany.
Tak, właśnie powstał pierwszy oficjalny zestaw Wyznaczników Internetowego Sukcesu autorstwa czytelników jestKultury. Jestem z Was dumny :)
Czemu Nie Udostępniamy?
Dla pełnego obrazu sytuacji warto też przyjrzeć się drugiej stronie medalu. Korzystając z tej samej korespondencji co przed chwilą dostałem od dwóch Czytelniczek bardzo intrygujące wypowiedzi:
– “Przecież to taki trochę spam jest, jeśli się nie wysyła tego do konkretnej osoby w konkretnym celu“. Nagonkę anty-spamową to akurat mamy w naszej kochanej Polsce całkiem sporą. (…) Ale przyszła mi też po chwili zastanowienia do głowy inna rzecz: udostępniając informacje o tym, co mnie interesuje/mi się podoba (np. na facebooku) udostępniam tak naprawdę informacje o mnie. I od takiej strony o tym często myślę: zamiast “Rozpropaguję to! Ludzie się dowiedzą czegoś ciekawego!” widzę to jako “Ludzie dowiedzą się czegoś o mnie”. A zazwyczaj wcale nie mam ochoty, by się o mnie czegoś dowiadywali. (Enrell)
– “Obawa przed odrzuceniem ze względu na swoje zainteresowania, poglądy czy opinie. Jeśli coś jest aprobowane przez większą grupę ich znajomych to jak najbardziej, można udostępniać i chwalić się jak bardzo jest się w topie. Mimo, że jest to często przejaw czystej alternacji, to jest to z towarzyskiego punku widzenia bezpieczne wyjście. Ludzie często mają gdzieś z tyłu głowy tematy i zajęcia, które ich pociągają, ale nie mają na tyle odwagi by oficjalnie się do tego przyznać. (Ewa)
– “Lubię biegać, ale jestem za gruby,…”, “Rysowanie komiksów to frajda, ale gdzie mi tam do najlepszych,…”, “Ta muzyka jest genialna! Ale przecież to muzyka dla jakiś satanistów,…” “…CO LUDZIE POMYŚLĄ?”. ~ (Ewa)
Podsumowując – Polakom bardzo przydałby się szybszy wzrost Google+ :)
Milczenie Jest Pochwałą
Parę tygodni temu miałem przyjemność mailować sobie przez moment z Chrisem Broganem i na przełomie wymiany zdań pojawiła się jedna z jego ulubionych tez – wystarczy tworzyć wyjątkowy, wartościowy i przydatny content a ruch sam się pojawi, bo ludzie doceniają takie rzeczy. Spytałem się go, a co jeśli ludzie nie mają odruchu linkowania i najczęstszą formą pochwały jest milczenie. Po minucie ciszy Chris odesłał tylko uśmiechniętą emotkę.
Są w Polsce branże, które dużo linkują (yup, Artur Kurasiński to perfekcyjne skojarzenie:), ale są też i takie, które nie linkują prawie w ogóle. Niestety, tak zwani zwyczajni użytkownicy internetu w ogromnej większości znajdują się w tej drugiej grupie. Doceniają co prawda śmieszne i modne obrazki lub klipy, ale rzadko coś więcej.
Wysyłanie fajnych rzeczy znajomym (choćby i mailem) lub gratyfikowanie twórcy udanej notki strzeleniem mu lajka to nawyk, który przychodzi z obserwacją. Sam bardzo długo byłem ostrożny z klikaniem w kciuki i plusy, ale dzięki głębszemu zanurzeniu się w polską scenę social media przywykłem i teraz robię to machinalnie. Uwaga to taka nasza nowa waluta.
Cieszy mnie zatem, że polska blogosfera tak dobrze i zwarcie stara się trzymać razem. Nie jestem najstarszym z autorów (kurde, nie jestem chyba nawet wśród wiekowych średniaków) a dobrze pamiętam czasy, gdy ludzie patrzyli na guziki do lajkowania niczym panienka na regiment pijanej husarii.
Trend idzie w dobrą stronę, ale hej, nigdy nie jest tak dobrze by nie mogło być lepiej :)
Co Można Zatem Zrobić?
Sporo.
Jeśli jesteś głównie Twórcą Treści to pamiętaj, że nawet najbardziej hermetyczny tekst świata można ubrać w wygodne buciki, perfekcyjne do dalszej podróży przez Internety. Warto rzucić okiem na widniejącą trochę wyżej w notce zieloną ramkę + w pewnym sensie tłumaczący ją tekst autorstwa Pijaru Koksa, zaprzyjaźnionego blogera. Facet zna się na rzeczy i choć pewnie po sekundzie google’owania znajdziesz o wiele głębsze opracowania tematu, to też jest bardzo dobre, a przy tym bardzo przystępne – w sam raz na początek własnej przygody z viralowaniem treści.
A jeśli jesteś głównie Czytelnikiem to mam dla Ciebie dwie rady. Po pierwsze, rzuć okiem na tę notkę i zastanów się, czy banie się opinii innych o czytanych przez nas treściach ma jakikolwiek sens. A ponadto zajrzyj do mnie jutro :)
Poleci bowiem na główną…
Wielki Projekt!
Już starożytni Rzymianie twierdzili, że lepiej jest działać konstruktywnie niż tylko biadolić na blogu. Dlatego też ogłoszę jutro akcję TAK FAJNĄ, że totalnie ją u siebie udostępnisz. Serio! Będzie anty-spamowa, spodoba się Twoim znajomym i czytelnikom oraz zrobi dobrze blogosferze.
Będzie tak skonstruowana, by zająć Ci jak najmniej czasu, a przy okazji stworzyć jak najwięcej wartości dla otoczenia. Proste, skuteczne, wyjątkowe.
Śledź bloga od rana, bo będzie się działo.
Zrobimy razem coś fajnego :)
Nie może doczekać się jutra Twój bloger,
///
PS: PRZEOGROMNE dzięki, raz jeszcze, dla wszystkich którzy odpisali mi na ostatni Kulturalny Mail. Tezy tej notki byłyby bez Was płaskie niczym powierzchnia Nilu w niskim biegu, true story, a tak, patrzcie, jak fajnie wyszło. Pewnie niebawem znowu coś będę od Was chciał, spodobało mi się takie wspólne myślenie :)
Z innych historii to jakoś na dniach (a chyba nawet dzisiaj, muszę sprawdzić) startuje festiwal Planete DOC+, na którym jestem jurorem. Jeszcze nie wiem na jakie filmy będę chodził (głównie dlatego, że część pokazów jest zamknięta dla blogerów a część mamy normalną, nie sprawdziłem, które są które), ale jeśli też planujesz się wybrać to pisz, może się jakoś zgadamy.
Autorem obrazka z nagłówka jest Viviphyd, link prowadzi do oryginału na DA, bajery dodałem ja. Pozostałe grafiki znalazłem na soupkach.
English version of the note is available here.