The Social Network to niesamowity film. Pamiętam, że jarałem się nim potężnie jeszcze na długo przed premierą. Rzeczywistość okazała się być łaskawa i efekt końcowy przyćmił nawet inteligentnie zmontowane trailery. Całe szczęście.
Ja generalnie lubię czytać i oglądać historie o wielkich ludziach w trakcie prac nad dziełem, które przyniosło im prawo do tego tytułu. Niestety, (podejrzewam) wynaturzona na potrzeby fabuły wersja Zuckerberga jest aspołecznym, naiwnym dupkiem. Ale i tak warto go poobserwować. Można sporo wynieść.
Fincher wydobył z Eisenberga coś przełomowego. Młody aktor autentycznie przeżywa zastrzyki adrenaliny. Sceny zawierające kodowanie żyją własnym życiem. (A pobocznie przyznaję też sporego, przeprosinowego plusa Garfieldowi. Przy wcześniejszych dwóch oglądaniach jakoś mi jego rola umknęła. Chłopak będzie znany.)
No i ten moment z Parkerem w klubie. Aw man. Już sama muzyka robi dobrze.
Po co się męczyć?
Ale przecież nie przerwałem oglądania filmu i nie otworzyłem laptopa po to, by recenzować kino sprzed 2 lat. Nope.
Przerwałem oglądanie filmu i otworzyłem laptopa bo tknęło mnie, że Mark nie robił sobie podczas kodowania żadnych przerw. Ani jednej. Nawet potrzeby fizjologiczne i pragnienie musiały działać w odpowiednich okienkach. Najlepiej oddzielonych od siebie długimi godzinami.
Jak u Ciebie wygląda praca nad czymś, co robisz najczęściej w ciągu dnia?
Bo widzisz, ja kiedy bloguję “wielkie notki” (takie w stylu papieru lub gracza), też nie robię sobie przerw. Jak już złapię wątek to przerwać mi może chyba jedynie wojewódzka awaria prądu. (Ale i to dopiero z godzinnym opóźnieniem, przecież mam w komputerze baterię). Te mniejsze, oczywiście, często sobie urozmaicam zajrzeniem na pocztę lub Twittera, ale jak już mnie przytrzyma wena na coś większego, whoa. No mercy.
I tak sobie luźno myślę, czy nie powinniśmy dokonywać w życiu takich wyborów, aby wszystkie (lub, aby ugasić malkontentów, większość) wykonywanych przez nas cyklicznie i przez naprawdę dłuższy czas czynności wprowadzało nas w ten stan?
Możliwości są nieograniczone
Nie umiem sobie wyobrazić sytuacji, w której osoba obdarzona przeciętną inteligencją i jako-takim sprytem nie byłaby w stanie przekuć swojego największego wewnętrznego drive’a w, powiedzmy, codzienne źródło utrzymania.
Jak to ujął mój przyjaciel: Ja bloguję. On gra półprofesjonalnie w pokera. Dwudziestoletni, czarnoskóry Włoch strzela takie gole, że urywa z tyłu bramki siatkę. Ja mógłbym równie dobrze programować, przyjaciel mógłby być księgowym a Balotelli – biegać, albo należeć do straży pożarnej.
Bywają różne predyspozycje, ale w pewnym ogólnym ujęciu każdy może być każdym.
Czemu więc ludzie tak rzadko z tego korzystają?
Jedno ale
No dobra, żeby nie wyjść na nadmiernego fana mam jednak drobny zarzut do The Social Network. Sceny na uniwersytecie i w pubie. Świat wygląda w nich pięknie i magicznie. Podobnej scenerii w rzeczywistości uzyskać prawie nie sposób – no, może raz na rok. To pewnie kwestia oświetlenia. Dzięki, David. Rozdmuchujesz oczekiwania.
Pytania
Żarty żartami, ale żarty na bok. Skoro już tu dziś rozmawiamy to mam jeszcze do Ciebie trzy pytania :) Kto wie, może coś skatalizują, może do czegoś doprowadzą. A może po prostu wyniknie z nich fajna rozmowa w komentarzach, tak samo dobrze.
Otóż te pytania są już w tekście powyżej. Zaznaczyłem je boldem. Znajdziesz je bez trudu.
Have fun,