Ciekawią mnie ludzie, którzy prędzej popełnią spektakularne samobójstwo niż powiedzą publicznie, że czegoś nie wiedzą. A najbardziej to lubię takich, którzy nie mając zielonego pojęcia co robią, usilnie próbują doprowadzić do sytuacji, w której wszyscy się o tym dowiedzą. Trochę już o takich mistrzach gadałem w ostatniej Kulturze Pracy, ale nowe historyjki natchnęły mnie do pociągnięcia wątku :)
Niektórzy mają zdrowo przedmuchane ego. Zwykłe przyznanie się do niewiedzy lub błędu urasta u nich znienacka do rangi nieodwracalnej utraty honoru całej rodziny (Dżapan stajl), ale takich nadętych wsobków broni jeszcze to, że zostali pewnie danym pytaniem zaskoczeni albo w inny sposób zbici z tropu. Zupełnie inną klasę, choć podobny problem, prezentują osoby, które strasznie próbują coś w swoim otoczeniu udowodnić (za własną inicjatywą!), lecz niestety nie ma to żadnego sensownego poparcia.
I jednych i drugich reprezentują dzisiaj pracownicy przemierzający dziarsko korytarze galerii handlowych w dwóch dużych miastach Polski.
Warszawa – Złote Tarasy
Pierwszą z anegdot usłyszałem od Maćka Budzicha, znanego w sieci jako Mediafun.
Otóż jakiś czas temu przyszło mu do głowy nakręcić w Złotych Tarasach wywiad. Wybrał sobie konkretne miejsce, jeden z barów w Multikinie i uznał, że w sumie przydałoby się kogoś spytać o zgodę. Padło na najbliższego pracownika z obsługi.
Po wyjaśnieniu całej sprawy Maciek dowiedział się, że z takimi rzeczami to tylko do przełożonego. Ściągnięta po chwili osoba, nie wiadomo czy ktoś z ochrony czy też kierownik baru, uznała że na przeprowadzenie takiego wywiadu potrzebna będzie zgoda projektanta budynku :)
Grubo, nie?
Sytuacja jest o tyle śmieszna, że Mediafun miał już wcześniej doświadczenie z załatwianiem zgody w Złotych Tarasów. Przy kręceniu Blogersów poszli razem z Jarkiem Rybusem (reżyserem i pomysłodawcą filmu) do odpowiedniej osoby w biurze centrum handlowego, odebrali magiczny papier i kręcili potem co chcieli, wystarczyło pokazać uzyskany kwit ochroniarzowi.
Białystok
Druga opowieść toczy się na północny wschód od warszawskiej i niesie ze sobą morał zupełnie innego kalibru. Pracownik zaczepiony przez Maćka próbował w jakikolwiek sposób wybrnąć z niewygodnej – dla niego – sytuacji. Ja zostałem przez swojego zaczepiony.
Parę tygodni temu gościłem w Białymstoku i jakoś tak padło, że spędziłem moment w jednej z miejskich galerii handlowych (taka przy Solidarności, jeśli ktoś zorientowany). Mijając kiosk postanowiłem zrobić komórką fotkę okładki nowego numeru Party (swoją drogą – byłem przekonany, że zrobili literówkę w tytule znanego filmu. Niestety potem sprawdziłem i wyszło na to, że sam go błędnie od lat pisałem :).
Dosłownie po chwili zostałem złapany przez młodego ochroniarza i wywiązał się dialog miesiąca.
Ochroniarz: Czy ma pan pozwolenie na fotografowanie wnętrza tego obiektu?
Ja: Nie, bo cykam jedynie witrynę kiosku.
O: Czy ma pan wobec tego pozwolenie właściciela butiku na fotografowanie jego witryny?
J: Nie, ale mam pozwolenie redaktora naczelnego fotografowanego pisma na uwiecznianie każdego jednego egzemplarza, jaki tylko znajdę (niestety, nie wyczuł żartu :<).
O (wkurzony): Ja się pytam, czy ma pan zgodę na fotografowanie butiku!
J: Mogę panu pokazać, że na zdjęciu nie ma ani milimetra kiosku bo fotografowałem samą okładkę czasopisma.
O (ciągnąc mnie do wnętrza kiosku): Ale jest do tego wymagana zgoda właściciela butiku, proszę za mną!
J: Spoko :)
Ochroniarz puścił mnie przed zdziwioną ekspedientką i ewidentnie na coś czekał.
J: Czy wolno mi zrobić sobie zdjęcie okładki pisma na wystawie, bo chcę sobie potem przejrzeć nagłówki?
Ekspedientka (w dalszym ciągu głęboko zdziwiona): No pewnie, a co to mnie obchodzi?
Pożegnałem się uprzejmie, poszedłem.
Konkluzja
Jadąc w pociągu do domu miałem trochę czasu na myślenie (krajobrazy Podlasia to jedne z najpiękniejszych rejonów Polski!) i przyszły mi do głowy dwa wnioski. Pewnie nie wyczerpują one tematu, więc mam nadzieję, że pomożesz mi w komentarzach :)
Po pierwsze, skoro Złote Tarasy mają działający system wydzielania zgód na nagrywanie, czemu nie jest on w jakimś spisie Wiedzy Powszechnej obowiązującej wszystkich pracowników wyższego szczebla? To, że zaczepiona osoba z obsługi wezwała przełożonego bardzo się chwali. Znajomość granic własnej kompetencji to rzecz bardzo istotna (a przy tym wygodna) w etatówce opartej o hierarchię. Ale czemu wezwany przełożony wypuścił w świat jedną z fajniejszych bzdur, jakie kiedykolwiek słyszałem? Niestety, nie wiemy.
Zarządzanie zna takie pojęcie jak Zasada Petera, znana też jako próg niekompetencji. Dosłowne brzmienie wziąłem z Wikipedii:
W organizacji hierarchicznej każdy awansuje aż do osiągnięcia własnego progu niekompetencji.
Być może Maciek pokusi się o sformułowanie nowej zasady, która na przełomie kilku lat trafi do kanonu nauki o organizacjach? Wyobraź sobie, pierwszy bloger w panteonie guru zarządzania: Zasada Mediafuna (wstępnie sformułowana przeze mnie):
Odpowiedzialność rośnie wraz z kolejnymi szczeblami hierarchii, więc poziom absurdu w podejmowanych decyzjach jest wprost proporcjonalny do wysokości stanowiska.
Trochę szkoda, że Maciek nie przystał na propozycję postawioną mu przez Pana Przełożonego. Sądzę, że nagranie rozmowy z projektantem budynku, w której polski bloger prosi o zgodę na nagranie wywiadu w jakimś barze szybko stałoby się nowym meme :)
Ale to jedynie jedna ze stron problemu. Bo z drugiej są nadal ludzie (tacy jak ochroniarz z białostockiej galerii), którzy nawet sobie nie uświadamiają, że nie wiedzą co robią. Działają pod wpływem impulsu (?) albo, co gorsza, odruchowo (??) co prowadzi do raczej nieprzyjemnych skutków.
Z początku naszej rozmowy miałem jeszcze nadzieję, że złamałem jakiś tam punkt regulaminu galerii i facet zwyczajnie stosuje się do zasad. Ale niestety, pomylenie ekspedientki (nomen omen w moim wieku) z właścicielem kiosku trochę zmieniło postać rzeczy. Koleś po prostu chciał się popisać.
Albo zabić nudę.
Jak sądzisz?
PS: dzisiejszy tytuł notki wziąłem z jednej z najbardziej zdradliwych grup na Facebooku jakie tylko można sobie wyobrazić. Zawsze, gdy wydaje mi się, że już w spokoju mogę usiąść do pracy to stwierdzam, e, jeszcze tylko raz rzucę okiem na notyfikację i spadam. Ta, jasne.
Pozostałe notki w temacie znajdziesz tutaj. Ciepło pozdrawia Twój bloger,