Kultura Pracy – Nie Znam Się, To Się Wypowiem

 

Ciekawią mnie ludzie, którzy prędzej popełnią spektakularne samobójstwo niż powiedzą publicznie, że czegoś nie wiedzą. A najbardziej to lubię takich, którzy nie mając zielonego pojęcia co robią, usilnie próbują doprowadzić do sytuacji, w której wszyscy się o tym dowiedzą. Trochę już o takich mistrzach gadałem w ostatniej Kulturze Pracy, ale nowe historyjki natchnęły mnie do pociągnięcia wątku :)

 Rozdział Czwarty – Relacje Z Ochroną 

Niektórzy mają zdrowo przedmuchane ego. Zwykłe przyznanie się do niewiedzy lub błędu urasta u nich znienacka do rangi nieodwracalnej utraty honoru całej rodziny (Dżapan stajl), ale takich nadętych wsobków broni jeszcze to, że zostali pewnie danym pytaniem zaskoczeni albo w inny sposób zbici z tropu. Zupełnie inną klasę, choć podobny problem, prezentują osoby, które strasznie próbują coś w swoim otoczeniu udowodnić (za własną inicjatywą!), lecz niestety nie ma to żadnego sensownego poparcia.

I jednych i drugich reprezentują dzisiaj pracownicy przemierzający dziarsko korytarze galerii handlowych w dwóch dużych miastach Polski.

Warszawa – Złote Tarasy

Pierwszą z anegdot usłyszałem od Maćka Budzicha, znanego w sieci jako Mediafun.

Otóż jakiś czas temu przyszło mu do głowy nakręcić w Złotych Tarasach wywiad. Wybrał sobie konkretne miejsce, jeden z barów w Multikinie i uznał, że w sumie przydałoby się kogoś spytać o zgodę. Padło na najbliższego pracownika z obsługi.

Po wyjaśnieniu całej sprawy Maciek dowiedział się, że z takimi rzeczami to tylko do przełożonego. Ściągnięta po chwili osoba, nie wiadomo czy ktoś z ochrony czy też kierownik baru, uznała że na przeprowadzenie takiego wywiadu potrzebna będzie zgoda projektanta budynku :)

Grubo, nie?

Sytuacja jest o tyle śmieszna, że Mediafun miał już wcześniej doświadczenie z załatwianiem zgody w Złotych Tarasów. Przy kręceniu Blogersów poszli razem z Jarkiem Rybusem (reżyserem i pomysłodawcą filmu) do odpowiedniej osoby w biurze centrum handlowego, odebrali magiczny papier i kręcili potem co chcieli, wystarczyło pokazać uzyskany kwit ochroniarzowi.

Białystok

Druga opowieść toczy się na północny wschód od warszawskiej i niesie ze sobą morał zupełnie innego kalibru. Pracownik zaczepiony przez Maćka próbował w jakikolwiek sposób wybrnąć z niewygodnej – dla niego – sytuacji. Ja zostałem przez swojego zaczepiony.

Parę tygodni temu gościłem w Białymstoku i jakoś tak padło, że spędziłem moment w jednej z miejskich galerii handlowych (taka przy Solidarności, jeśli ktoś zorientowany). Mijając kiosk postanowiłem zrobić komórką fotkę okładki nowego numeru Party (swoją drogą – byłem przekonany, że zrobili literówkę w tytule znanego filmu. Niestety potem sprawdziłem i wyszło na to, że sam go błędnie od lat pisałem :).

Dosłownie po chwili zostałem złapany przez młodego ochroniarza i wywiązał się dialog miesiąca.

Ochroniarz: Czy ma pan pozwolenie na fotografowanie wnętrza tego obiektu?
Ja: Nie, bo cykam jedynie witrynę kiosku.
O: Czy ma pan wobec tego pozwolenie właściciela butiku na fotografowanie jego witryny?
J: Nie, ale mam pozwolenie redaktora naczelnego fotografowanego pisma na uwiecznianie każdego jednego egzemplarza, jaki tylko znajdę (niestety, nie wyczuł żartu :<).
O (wkurzony): Ja się pytam, czy ma pan zgodę na fotografowanie butiku!
J: Mogę panu pokazać, że na zdjęciu nie ma ani milimetra kiosku bo fotografowałem samą okładkę czasopisma.
O (ciągnąc mnie do wnętrza kiosku): Ale jest do tego wymagana zgoda właściciela butiku, proszę za mną!
J: Spoko :)

Ochroniarz puścił mnie przed zdziwioną ekspedientką i ewidentnie na coś czekał.

J: Czy wolno mi zrobić sobie zdjęcie okładki pisma na wystawie, bo chcę sobie potem przejrzeć nagłówki?
Ekspedientka (w dalszym ciągu głęboko zdziwiona): No pewnie, a co to mnie obchodzi?

Pożegnałem się uprzejmie, poszedłem.

Konkluzja

Jadąc w pociągu do domu miałem trochę czasu na myślenie (krajobrazy Podlasia to jedne z najpiękniejszych rejonów Polski!) i przyszły mi do głowy dwa wnioski. Pewnie nie wyczerpują one tematu, więc mam nadzieję, że pomożesz mi w komentarzach :)

Po pierwsze, skoro Złote Tarasy mają działający system wydzielania zgód na nagrywanie, czemu nie jest on w jakimś spisie Wiedzy Powszechnej obowiązującej wszystkich pracowników wyższego szczebla? To, że zaczepiona osoba z obsługi wezwała przełożonego bardzo się chwali. Znajomość granic własnej kompetencji to rzecz bardzo istotna (a przy tym wygodna) w etatówce opartej o hierarchię. Ale czemu wezwany przełożony wypuścił w świat jedną z fajniejszych bzdur, jakie kiedykolwiek słyszałem? Niestety, nie wiemy.

Zarządzanie zna takie pojęcie jak Zasada Petera, znana też jako próg niekompetencji. Dosłowne brzmienie wziąłem z Wikipedii:

W organizacji hierarchicznej każdy awansuje aż do osiągnięcia własnego progu niekompetencji. 

Być może Maciek pokusi się o sformułowanie nowej zasady, która na przełomie kilku lat trafi do kanonu nauki o organizacjach? Wyobraź sobie, pierwszy bloger w panteonie guru zarządzania: Zasada Mediafuna (wstępnie sformułowana przeze mnie):

Odpowiedzialność rośnie wraz z kolejnymi szczeblami hierarchii, więc poziom absurdu w podejmowanych decyzjach jest wprost proporcjonalny do wysokości stanowiska.

Trochę szkoda, że Maciek nie przystał na propozycję postawioną mu przez Pana Przełożonego. Sądzę, że nagranie rozmowy z projektantem budynku, w której polski bloger prosi o zgodę na nagranie wywiadu w jakimś barze szybko stałoby się nowym meme :)

Ale to jedynie jedna ze stron problemu. Bo z drugiej są nadal ludzie (tacy jak ochroniarz z białostockiej galerii), którzy nawet sobie nie uświadamiają, że nie wiedzą co robią. Działają pod wpływem impulsu (?) albo, co gorsza, odruchowo (??) co prowadzi do raczej nieprzyjemnych skutków.

Z początku naszej rozmowy miałem jeszcze nadzieję, że złamałem jakiś tam punkt regulaminu galerii i facet zwyczajnie stosuje się do zasad. Ale niestety, pomylenie ekspedientki (nomen omen w moim wieku) z właścicielem kiosku trochę zmieniło postać rzeczy. Koleś po prostu chciał się popisać.

Albo zabić nudę.

Jak sądzisz?

PS: dzisiejszy tytuł notki wziąłem z jednej z najbardziej zdradliwych grup na Facebooku jakie tylko można sobie wyobrazić. Zawsze, gdy wydaje mi się, że już w spokoju mogę usiąść do pracy to stwierdzam, e, jeszcze tylko raz rzucę okiem na notyfikację i spadam. Ta, jasne.

Pozostałe notki w temacie znajdziesz tutaj. Ciepło pozdrawia Twój bloger,

autograf

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies