Jestem w Porto, pokażę Ci detale

 

Od naszego wstępnego spaceru po Porto minął już okrągły tydzień. Popatrzyliśmy sobie na ulice, na rzekę, na widoki i ogólny klimat, w którym spędzam parę miesięcy swojego życia. W międzyczasie sporo się wydarzyło (ot, chociażby, wpadliśmy na moment do Azji), ale chyba najwyższa pora na kontynuację. Zwlekanie jest słabe. Przygoda czeka.

Zgodnie z Waszymi głosami spod poprzedniego tekstu, dzisiejsze fotki ukażą parę detali życia codziennego :)

Miasto pokrywają setki starych tablic. Portugalia była w swoim czasie jednym z prekursorów zaprzęgania sztuki do reklamy i użytku codziennego. Nawet nazwy ulic są w większości artystycznymi malunkami na ceramice.

Tradycyjnie prezentuje się też większość sklepów. Przez stulecia miasto organizowano przy pomocy rodowych kamienic i pałaców. W piwnicy lub ogrodzie zasuwała produkcja, na parterze był sklep. Na piętrach biura, mieszkania swoje i legowiska służby.

Te kamienice mają w większości po 30 – 40 metrów głębokości. A takie małe się z przodu wydają :)

Do handlu zaprasza efektowne wystawienie towaru.

Generalnie lokale użytkowe w Porto można podzielić na pięć kategorii. Sklepy dawne, sklepy nowoczesne, kawiarnie, banki i sklepy specjalistyczne. Tych ostatnich jest cała masa – linki hamulcowe albo pakuły można tutaj kupić na każdym rogu :)

A jak będziesz mieć szczęście to natrafisz na dom handlowy w stylu Buena Visty.

Ten paw. Te napisy. Te kominy. Chan chan.

A tak wyglądają fronty sklepów z winami. Wnętrza zawierają jeszcze kilkadziesiąt metrów wypchanych na równo półek. Wszystkie smaki, odmiany, roczniki i typy basenu Morza Śródziemnego i okazjonalnych wpływów atlantyckich. Ceny takie, jak można się spodziewać.

Hm, jak teraz patrzę na ten sklep to jakiś taki drogi znalazłem. Ale to wiesz, tylko na potrzeby wpisu :)

Skoro o Morzu Śródziemnym mowa – Portugalczycy są bezgranicznie zakochani we Włoszech. Uwielbiają skutery (głównie Vespy), uwielbiają Fiaty. Większość knajpek ma sporo nawiązań do Rzymu lub Wenecji. Lubię Italię, to przyjemny mariaż.

Na równi z Włochami (a może i bardziej?) Portugalczycy lubią też Polaków. Ten tutaj to Atanazy Raczyński, dziewiętnastowieczny podróżnik, który jako pierwszy w historii przedstawiciel “świata wschodu” zainteresował się ich kulturą i dokładnie ją opisał. Jego podobizna wisi do dzisiaj na honorowym miejscu w muzeum narodowym.

Wygląda jak Colin Firth, nie?

Pan Atanazy do podsumowania kultury portugalskiej potrzebował całego przewodnika, mi wystarczy jedna fotka.

Masa dziecięcego, kolorowego prania (dzieci to tutaj kult równy religii); ceramiczny wizerunek świętego; zapyziały balkon; wiecznie otwarte drzwi do domu i silne, południowe słońce.

I kryzys. Dużo kryzysu. Jedna trzecia budynków to tzw. szklanki – ściany pozbawione stropów. Miasto wygląda dzięki nim znośnie, ale jak się skupi na chwilę wzrok to się dostrzega, że co trzecie, co czwarte lokum jest zabetonowane lub zabite deskami. A czasem brakuje np. okna. Albo drzwi.

Ale jeśli drzwi są, to na pewno będą ładne i zadbane. Rączka-kołatka, wrzutka na listy, plakietki przyporządkowujące mieszkania do części budynku. Przy okazji, ciekawostka: wiesz, że ulice numeruje się tutaj często mieszkaniami? Nie blokami. Niektóre aleje przy oceanie mają po kilka tysięcy numerków :)

Nad jedną z takich nietypowych uliczek ciągnie się kolejka gondolowa, taka jak w górach. Porto jest miastem osadzonym na kilkunastu wzgórzach, różnice w wysokości kolejnych ulic sięgają często kilkudziesięciu metrów. Schody, kolejki, ukośne tramwaje, windy, podjazdy, mosty i serpentyny to tutaj codzienność.

Łydki rowerzysty po trzech tygodniach zwykłego chodzenia do sklepu na szczęście też :)

I znowu. Południowe słońce. Jedno z najprzyjemniejszych zjawisk, jakie widziałem w życiu :)

Dziś już mniej, ale istotną rzeczą dla każdego Portugalczyka przez lata była jego własna łódka. Widoczne na zdjęciach sprzed tygodnia kamienne nabrzeże Douro ma w sobie co 2 – 3 metry cumę do prywatnego użytku. Prawie wszystkie stoją już puste, ale jeśli kiedykolwiek użytkowano choć połowę to widok musiał zapierać dech w piersiach.

Spróbuję kiedyś pamiętać i zrobię dla Ciebie zdjęcie zacumowanych na dziko łódeczek przy samym oceanie. Niektóre z nich mają metr długości i wyglądają jakby mogły pomieścić max małą świnkę :)

No a od łódek ważniejsza jest już tylko kawa. Curto, czyli szybka, krótka, mała. Ciemno palona, silna jak taran. I do tego tania. Filiżaneczka kosztuje od 50 do 60 eurocentów, czyli okolice dwóch złotych. Pija się ją tutaj każdego ranka i popołudnia. Zapaleńcy wychodzą też na wieczorne cafe koło dwudziestej pierwszej. Tak na dobry sen.

W Polsce nazwalibyśmy ten napój espresso, ale to nie jest espresso.

W porównaniu z portugalskim cafe, espresso to mleczko dla dzieci. Rozwodnione do tego :)

Aparat

Wszystkie zdjęcia w dzisiejszej notce wykonałem aparatem Nikon D600, szkło Nikkor 24-70 lub Nikkor 50.

Razem z nastaniem jesieni zaczęła trochę szwankować pogoda, więc sporo ujęć musiałem cykać przy potężnym zachmurzeniu. W Portugalii dobranie stroju na cały dzień jest proste. Jeśli wstaniesz i jest słonecznie, będzie słonecznie do wieczora. Jeśli wstaniesz i masz za oknem jednolitą ścianę deszczu – niestety – tak samo.

Na szczęście D600 pozwala na bardzo płynne przechodzenie pomiędzy zdefiniowanymi wcześniej nastawami. Przyzwyczajam się powoli do trybów U1 i U2. Cytując z pamięci Kaia z DigitalRev TV, na U1 mogę sobie zawczasu przygotować wszystko co chcę, a na U2 na każdy zdjęciu będzie Bono :) Osiągnięcie interesującego mnie efektu nie jest trudne, bo zarówno aparat jak i obiektywy wykonują sporą część roboty za fotografa. Nawet na ograniczonej automatyce.

Muszę też pochwalić niedawno odkryte 39 pól pobierania ostrości. Znajomy Łotysz mi coś “wcale nie dotknął” w menu i potem przez kwadrans szukałem jak odkręcić zmianę. Przy okazji odkryłem, że zupełnie zignorowałem jedną z największych zalet sprzętu. Ach ta Europa Wschodnia. Nawet jak nie chce, to jest zdolna :)

Głosowanie

Spodobało mi się to dobieranie fotek pod Wasze życzenia. Dlatego dzisiaj znowu podrzucam dwie opcje do wyboru. Jedna stawiająca na krajobrazy, pogodę i pokazanie Wam żywiołu, który ciężko sobie wyobrazić. Druga stawiająca na uciekanie przed deszczem, wystrój wnętrz i zadaszone spędzanie wolnego czasu.

– Surowy ocean

– Knajpki i wnętrza

Gdybym sam miał zdecydować to w życiu bym nie dał rady :)

Ciepło pozdrawia z Portugalii Twój bloger,

Andrzej Tucholski

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies