Dziesięć powodów, dla których znowu wrócę do Londynu

 

Lubię Londyn. Co prawda mam znajomego, który regularnie z niego ciśnie, że już rozsądniej jest wybrać się po prostu do Bombaju niż tak perfidnie udawać. Nie miałem też jeszcze okazji sprawdzić jak naprawdę jest w Stanach.

Ale póki co może być.

Oferta Ryanairu sprawiła, że odwiedziłem go niedawno po raz drugi. Swoją drogą – pro tip od Andrzejka – jeśli chcecie lecieć gdzieś pomiędzy miastami w Europie to sprawdźcie, czy nie bedzie taniej przez UK. Ja na trzech dniach łażenia nad Tamizą zaoszczędziłem (!) jakieś 100 euro. Co prawda potem i tak je puściłem w HMV, ale to już odrębna historia.

1. Ludzie

Londyn to jak na razie jedyne miasto, spośród tych w których byłem, gdzie z dowolną sprzedawczynią można sobie pokonwersować o budynku lotniska. Na luzie, bez spiny, po prostu. Choć większość formułek grzecznościowych Anglicy mają wklepanych na blachę i szafują nimi podobnie jak my naszym milczeniem i prychaniem, efekt końcowy zostaje w pamięci.

No i ten pojawiający się od czasu do czasu dawny styl :)

O. Albo Szkoci.

2.Detale

Londyn to także miasto drobnych pierdółek. Tabliczka tu, lampka tam. Drobnostki, które tworzą fajny, nieśmiertelny wizerunek tętniącej życiem metropolii można znaleźć na każdym kroku. Trzeba się tylko rozejrzeć.

Ot, chociażby mój ukochany targ starych książek na Southbank. Dwa lata temu miałem napięty budżet i ostatecznie nic nie wybrałem, ale w tym roku znalazłem sobie prawdziwe cudeńko. Może niebawem o nim napiszę.

Ponieważ odwiedzałem Wyspy w październiku, święta można było wypatrzeć na tablicach połowy lokali. Aw yiss, kapitalizm.

3. Architektura

Bez dodatkowego komentarza :)

4. Parki

Choć Porto ma ładniejsze (serio!), Londyńskim nie sposób odmówić nastroju. Są wielkie. Są dawne. Są ciche i pełne różnych ukrytych skarbów. Można sobie usiąść z kupioną parę godzin wcześniej książką z Southbanku i zapamiętać ten moment na długo.

Wożenie się we własnej głowie jest w porządku, pozytywnie wpływa na ego :)

5. Zakamarki

Londyn to też miasto wymagające niezłego wyczucia. W niektóre uliczki warto wejść i odnaleźć dziesiątki lokali, kwiaciarni, sklepików i księgarni. Inne zaś lepiej ominąć, bo odnajdzie się jedynie kosę pod żebrem.

Na razie mam szczęście do tych pierwszych ;)

6. Jedzenie i picie

Angielska kuchnia bywa nieprzekonująca, ale ich słodycze i produkty mleczne mogę wsuwać godzinami. Niestety.

Zawsze chciałem spróbować fish&chips i to też było jedno z Wielkich Nieosiągnięć poprzedniej wizyty w Anglii. Na szczęście tym razem mieliśmy nawet jakąś drobną okazję, więc poszliśmy do fajnej knajpki i udało mi się smakołyk nadrobić.

Aaaale to była smaczna rybka :)

Napój gazowany o smaku mniszka polnego i łopianu. Najlepszy.

Brytyjskie milkshake’i. Choćby i codziennie.

7. Rozmach

Lubię też Anglię za rozmach. Mają całe ciężarówki pieniędzy i nie kryją się z tym. Wykorzystują je do wygenerowania kolejnych ciężarówek pieniędzy. Na przykład, nie wiem czy wiecie, ale właśnie jest poddawane pełnej modernizacji londyńskie metro. Ot, tak, bo stare już nie jest najlepszym na świecie.

Świadomość wielkości tego miasta najlepiej się łapie z góry London’s Eye.

Chociaż młynkowi rośnie konkurent. Niedawno otworzono Shard. Na szczycie od lutego 2013 będzie dostępny taras widokowy. Ktoś chce mnie wkręcić na inaugurację? :)

8. Zwierzaki

Okej, są wszędzie. Ale zawsze najlepiej mi się bawi z tymi w londyńskich parkach. Chyba są najbardziej nawykłe do ludzi.

Puchaty gołąbek.

Ten maluch wcześniej przeprowadził abordaż na stolik państwa i wyjadł im z torebki resztki czipsów. Brave little heart.

A z gąską zawsze jest fajnie się posiłować. Potem mnie skubała w nogę, skubana.

9. Deszcz

10. Klimat

A przede wszystkim uwielbiam w Londynie klimat. To jest takie miasto, że człowiek co chwilę czuje na sobie wpływ innego produktu kultury, który kiedyś pokochał. Ta uliczka zagrała w Love Actually. Tam jest siedziba MI6. Tutaj Coldplay grał kiedyś koncert. A tam grali koncert Beatlesi.

Tym nabrzeżem szły miliony ludzi zapatrzonych we własne marzenia i to, jak planują je zrealizować.

O, a ten plener aż się prosi o rozpisanie krótkiej fabuły.

Mam nadzieję, że jeszcze nie raz na Wyspy wrócę. Każda okazja dobra, tak sądzę :)

11. A jak u Was?

Byliście w Londynie? Podobał się, zraził? Dlaczego?

Może ktoś się pokusi o własne 10 powodów? :)

Twój bloger,

Andrzej Tucholski


///

PS: Wszystkie zdjęcia w Anglii zrobiłem Nikonem D600, szkło Nikkor 24-70 lub Nikkor 50. Aparat spisał się dzielnie – nie musiałem ładować baterii ani razu, wytrzymał całe dnie focenia bez najmniejszej zadyszki, łapał nawet najtrudniejsze ujęcia. Podziwiam jego wszechstronność, okazjonalnie jedynie żonglowałem obiektywami, ale prawie wszystkie zdjęcia wyszły ładnie pomimo zmieniającej się co chwilę pogody oraz światła. 

Dzisiejszy spacer po Londynie to odcinek specjalny cotygodniowych spacerów po Porto. Już za tydzień wracamy do miasta :)

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies