Dlaczego “cyfrowa kultura” ma się podle

 

Jest taki dowcip.

Grupa programistów i grupa użytkowników podróżuje razem pociągiem. Nagle grupa programistów wstaje, truchta do kibla, zamyka się w nim i tak czeka na kontrolę. W końcu w drzwi toalety puka konduktor. “Bilety!” przekrzykuje stukot. Przez szczelinę pod drzwiami wysuwa się pojedynczy bilet. Konduktor nie wie, że w środku jest cała grupa więc bierze ten bilet, kasuje i odchodzi dalej. Użytkownicy obserwują całą scenę z nabożnym szacunkiem.

Mijają dwa dni i te same grupy znowu spotykają się w pociągu, tym razem powrotnym.

W pewnym momencie to użytkownicy wstają i truchtają do toalety, zamykają się w niej i tak czekają na kontrolę. W chwilę później truchta za nimi jeden z programistów. “Bilety!” przekrzykuje stukot. Przez szczelinę pod drzwiami wysuwa się pojedynczy bilet. Programista go bierze i biegnie do toalety po drugiej stronie wagonu, gdzie czekają już na niego koledzy.

Morał?

Nie każdy algorytm wymyślony przez programistów może być wykorzystany przez użytkowników :)

A dlaczego o tym piszę

Ruszyła niedawno taka akcja jak Cyfrowa Kultura – Zapłać ile chcesz za pakiet 5 e-booków. Przeczytałem o niej na fejsie, dostałem też parę maili z zapytaniem co o niej sądzę. Z początku nic spektakularnego nie sądziłem, bo też i pierwsza reakcja nie nadawała się za bardzo do publicznej prezentacji. Ale już trudno, może faktycznie warto zająć jasne, negatywne stanowisko przeciwko takiej realizacji podobnych, oryginalnie bardzo udanych pomysłów.

Nie lubię rzeczy zrobionych na pół gwizdka.

Nie lubię pokazywanych publicznie rzeczy zrobionych przez licealistów.

Przede wszystkim zaś nie lubię akcji, których potencjał mógł sięgnąć gwiazd a przez bijącą mnie po twarzy amatorszczyznę wykonania są co najwyżej “o, ciekawą ciekawostką”. Serio, pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz i jeśli “cyfrowa kultura” chce być zapamiętana jako nowa strona startowa biblioteki osiedlowej na warszawskiej Woli to gratuluję, właśnie im się udało.

Egzekucja przez wizualne porównanie

Jest coś takiego jak The Humble Indie Bundle. Akcja o identycznej podstawie (indie autorzy, płać co chcesz), choć o niebo lepszym wykonaniu. Użyję jej teraz jako wzorca. Sądzę, że to wystarczy, żeby wyjaśnić moje emocje.

Po pierwsze – nazwa, odliczanie i produkty

Cyfrowa Kultura: zrobione w paincie logo, prosty odliczajnik i pięć książek. Okej, trochę to odrzuca, ale przynajmniej wszystko jest czytelne.

Humble Bundle: wszystko jest ładne i aż zachęca do klikania. W trzech krótkich zdaniach jest wyjaśniony cały zamysł akcji a dzięki podziałowi oferty na dwie “półki” widzimy natychmiast, co dostajemy przy jakiej wpłacie. Chcąc nie chcąc zaczepiamy też wzrokiem o obietnicę dostania całej baterii darmowych soundtracków.

Po drugie – zasady gry i prezenty

Cyfrowa Kultura: nudna, tekstowa lista. Po jej pobieżnym przejrzeniu znamy podstawy, chociaż dopiero po dokładniejszym przeczytaniu punktów dowiemy się, że pokazana przed chwilą jednolita półka pięciu książek to ściema. Tak naprawdę oferta obejmuje cztery książki, nie pięć. Piątą dostaniesz po przekroczeniu abstrakcyjnego progu 10 złotych (od czego jest on zależny?). Szkoda, że nikt tego wizualnie nie uwypuklił.

Humble Bundle: wszystko co powinniśmy wiedzieć przedstawione w formie czterech prostych boxów (chociaż trzyzdaniowe “streszczenie” widniało już w nagłówku). Widzimy też od razu, które gry dostaniem za dowolną wpłatę a jakie nam dodadzą po przekroczeniu miękkiego, rosnącego razem ze skalą edycji progu.

Po trzecie – płatność

Cyfrowa Kultura: dwa kroki i cyk, pieniądze “gdzieś idą”. Niestety nie wiem gdzie. Jeśli twórcy tej strony wychodzą z założenia, że ludzie czytają regulaminy i podpięcie jednego linku w stopce wystarczy to, no cóż, będzie to pasowało do mojego wyobrażenia o ich charakterach.

Humble Bundle: no, tutaj stanowcza przegrana amerykańskiego pierwowzoru. Zamiast dwóch kroków mamy aż cztery. Co z tego, że wszystko jest wygodniejsze, sami decydujemy o podziale pieniędzy pomiędzy twórców akcji, twórców gier i fundacje charytatywne a do tego możemy szybko nadać całość zakupu jako prezent.

Aha, fajnie zgrywalizowana rywalizacja pomiędzy trzema głównymi systemami operacyjnymi też warta zauważenia.

Egzekucja przez ocenę obiektywną

Cyfrowa Kultura wygląda jakby ją programował na zajęciach średnio rozgarnięty licealista. Mam znajomego, który już 2-3 lata temu (miał wtedy, sam nie wiem, 16 lat?) projektował za śmieszne pieniądze strony wyglądające jakiś milion razy profesjonalniej. No a przynajmniej miały prawdziwe logo.

Cyfrowa Kultura promuje się w skrajnie nieskuteczny sposób książkami autorów, których mało kto zna. Nawet Humble Bundle w pierwszych edycjach musiał oferować przynajmniej połowę półki znanych branży i światu indie hitów. Dzięki temu stał się instytucją, która sama “naznacza” wartościowe tytuły, bez niczyjej pomocy.

Być może jestem sceptykiem, ale choćby nie wiem jak panowie Sowa, Adamus i Kiełbiewski byli zdolni (bo ani o nich ani o ich prozie nigdy nie słyszałem – a to oznacza, że równie dobrze może być fenomenalna i zasługująca na wielotysięczną sprzedaż) to sorry, nie wróżę im sukcesu w tej oddolnej inicjatywie. Przykro mi chłopaki, że potencjał Waszych tekstów został zmarnowany przez jedną z najgorzej wyglądających akcji ostatnich lat.

Zresztą, ostry wstyd, że skoro udało się organizatorom prawnie obejść problematykę zbiórek publicznych (bo płać co chcesz jest jej odmianą, według tego co mi niedawno tłumaczył spory odsetek polskiej branży) to nie starczyło im już chęci, by posiedzieć nad przepisami dwa dni dłużej i spiąć to wydarzenie ze wsparciem jakiejś fajnej fundacji dla zdolnych dzieci z problematycznych środowisk.

Jak wszystko tutaj – mogli, ale nie zrobili.

Aha, sociala też nie ma.

I przede wszystkim – aż nie mam słów, jak trzeba mieć podkręcone samouwielbienie lub nie znać się na realiach dzisiejszej sieci (obrazki & guziczki, najlepiej minimalistycznie oprawione) żeby puścić podobnie wyglądający projekt w świat i zmarnować CAŁE momentum, które udało mu się wygenerować. Nawet ja poleciałem na hasła o “pierwszej takiej realizacji w Polsce”. Tak jak wielu innych ludzi.

Sporo tekstów wypowiada się o organizatorach pozytywnie, bo zrobili to jako pierwsi, bo zrobili to odważnie, bo zrobili to, choć nikt wcześniej u nas nie zrobił w dziedzinie literatury. Nie wiem czemu. Nie zasłużyli na pochwałę ani trochę.

No dobrze, zrobili to wszystko jako pierwsi. Tylko czy oblatywacz samolotu dostałby pochwałę, gdyby udało mu się podnieść maszynę (której nikt do tej pory nie umiał podnieść) i potem po dwustu metrach władował ją na pełnej mocy w ocean?

Raczej nie.

Słowem zakończenia

Czytelniczy boom, który trwa już od 2-3 lat w Anglii nie jest zasługą tragicznych, brzydkich i niezachęcających stron przygotowanych przez gimnazjalistów z 2004 roku.

Nie. Jest zasługą modnego i fajnego Kindle’a. Estetycznego urządzonka, które obsługują bez żadnych problemów nawet ludzie zwyczajowo traktowani jako wykluczeni.

Cyfrowa Kultura to taka trochę lekcja matematyki, na której pani obiecuje dzieciom, że od dzisiaj będą liczyć na komputerach. Wszystkie dzieci, jak to dzieci, ostro się cieszą. Na co nauczycielka: “no dobrze, dobrze, już. A więc zaczynamy, ile to będzie dwa komputery razy trzy komputery?”

Nie wiem kto stoi za tą akcją, ale niech już stoi gdzie stoi i nie rusza się dalej nawet na metr. Niech opublikuje w sieci jawny artykuł jak udało mu się prawnie rozwiązać pozostawienie otwartego okienka do zbierania pieniędzy i niech zostawi przyszłe wariacje ludziom, którzy choć trochę będą mieli na podobne przedsięwzięcie pomysł.

Not this time.

Autorem zdjęcia z nagłówka jest Wiertz Sébastien.

Twój bloger,

Andrzej Tucholski


///

PS: Miała dziś iść inna notka, ale się wkurzyłem. Oryginalny tekst razem ze zdjęciami jutro wieczorem, bądź koniecznie.

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem od skuteczności, a także pisarzem i scenarzystą.

Znajdujesz się teraz na mojej stronie domowej, z której możesz przejść do bloga, YouTube’a, na jeden z moich podcastów, na konto na instagramie, a także znajdziesz tu zapis na newsletter i przejście do sklepu z moimi książkami i kursami.

Życzę dużo dobrego!

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail.

W przypadku naglących problemów gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – terapeutą lub psychiatrą. To profesjonaliści, którzy pół życia szykowali się właśnie po to, by dobrze pomóc potrzebującym. Warto skorzystać z ich usług!

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies