Big Love

 

Ona. Młoda, rozhisteryzowana, niepewna i zaszczuta. Niedojrzała. On. Trochę mniej młody, silny i z reguły spokojny. Też niedojrzały. Choć na plakacie wyglądają paskudnie, ekran kinowy wyraźnie im służy. Szczerze przyznam, że spodziewałem się czegoś płytkiego niczym koleina na niemieckiej autostradzie a dostałem… jakie?

Ciężko jednym słowem stwierdzić, więc rozbiłem moje wrażenia na dwie kategorie.

Najpierw Pozytywy

Aktorzy, choć w większości bardzo młodzi, grają nieźle. Nie jest to klasa oscarowa, ale w porównaniu z drewnianymi kreacjami fundowanymi nam raz po raz przez niezmienną ekipę Szyc, Kot, Adamczyk i Karolak, prezentują się dobrze. Między główną parą bohaterów czuć chemię i wrażenie to przechodzi na zgromadzoną w zaciemnionym multipleksie widownię. Antku i Aleksandro – dobra robota. Wystąpcie jeszcze kiedyś razem, bo dobrze idzie.

(W nawiasie dodam też mały plusik dla Ady Szulc za sekcje śpiewane. W dalszym ciągu nie jestem fanem jej głosu, ale swoją fabularną rolę wypełniła i wszystko wyszło w miarę bezboleśnie. W miarę, bo nikt się chyba nie zorientował, że aktor udający granie na perkusji powinien robić coś więcej, niż tylko tępo stukać w dwa tom tomy. Kto wyłapie tę scenę dostaje ode mnie mailem niespodziankę.)

Zaskakuje fabuła. Jest niecodzienna, interesująca i podana w inteligentny sposób. Widać że Barbara Białowąs niejedną noc przesiedziała w montażówce. Efekt jak najbardziej godzien pochwały. Swoją drogą, Big Love jest, z tego co wiem, pełnometrażowym debiutem tej zdolnej dziewczyny. Baśka, świetna robota!

Wielka piątka dla twórców filmu leci też za uzyskany na taśmie klimat. Kolorystyka, ubrania, wystroje wnętrz, modele samochodów – wszystko wygląda dokładnie tak, jak powinna wyglądać niezdrowo ewoluująca sielanka dwójki próbujących chwytać się udawanej dojrzałości ludzi. Z początku jest wiosennie, ciepło, voklswageny i materace, z czasem już jedynie blokowiska, blaty barów i wybite okna.

Teraz Negatywy

Plakat jest odrażający. Oba znane mi zwiastuny nie lepsze, ale chociaż nie dają po oczach przegiętą photoshopką.  A szkoda, naprawdę szkoda. Nie lubię fajnych, młodych polskich filmów przekreślających własny sukces kretyńskim marketingiem. Ja wiem, że napisy na pudełkach i im podobne hasła rzadko mają się jakkolwiek do rzeczywistości, ale tym razem to już naprawdę przegięto.

Oprócz nieznających się na swojej pracy ludzi od materiałów promocyjnych, znaczącą uwagę mam też do scenariusza. Reżyserko-scenarzystka zapomniała o jednej, dosyć podstawowej zasadzie pisania udanych historii. Cytując z pamięci Ernesta Hemingwaya: im mniej słów, tym lepiej. Historia ma być opowiedziana prostym i zrozumiałym stylem i zająć dokładnie tyle czasu i miejsca, ile powinna.

Wiele momentów w Big Love zostało sztucznie przedłużonych, przez co raz lub dwa spojrzałem w trakcie seansu na zegarek. Nie znam większej ujmy dla jakości potraktowanych takim gestem scen.

Z drugiej zaś strony niedostateczny nacisk położono na parę scen kluczowych dla sensownego zrozumienia zakończenia, więc o ile do długości filmu nie mam żadnych zastrzeżeń, to trochę słabo została rozłożona uwaga widza w trakcie. No nic, do poprawy przy kolejnej produkcji :)

Adnotacja

Zauważalne grono osób zareagowało na rozjaśnienie się sali kinowej wydaniem z siebie krytykanckiego parsknięcia, skierowanego pewnie w stronę konkluzji fabuły. Jeśli ktoś jest odcięty od codzienności młodych ludzi z problemami (czy sensownymi, czy nie to inna rozmowa) lub udaje, że głupie decyzje podejmują wszyscy poza nim – okej, mógł być zdziwiony. Ale mnie końcówka jakoś nie rozśmieszyła.

Choć może szokować, głupia nie jest. Być może nie chciało mi się parskać, bo znam bardzo podobną dziewczynę osobiście i nie byłoby mi do śmiechu, gdyby podobne pomysły wpadły do głowy właśnie jej.

Sytuacja taka jak przy Sali Samobójców (link prowadzi do recenzji mojego autorstwa). Dopóki ktoś nie zetknął się z podobnym problemem osobiście to uzna go za głupi i zbędzie ignoranckim komentarzem. Do czasu, aż życie go dogoni. Odpukać.

Werdykt

Jeśli masz właśnie ochotę wybrać się do kina na dobry, głębszy film to od jakiegoś już czasu nie było równie korzystnej chwili. Z jednej strony nadal powinni grać świetne Idy Marcowe (pod linkiem moja recenzja), ale to jedynie jeśli interesuje Cię świat wielkiej polityki. Z drugiej strony czeka na Ciebie świat wielkich emocji i to jest właśnie miejsce na podium zarezerwowane dla Big Love.

Jest to film na światowym poziomie o interesującej fabule i bardzo dobrym wykonaniu.

Polecam i mam nadzieję, że na siebie zarobi. Może będzie więcej takich powstawało :)

// Obrazki użyte w tekście wziąłem z oficjalnego fanpage’a filmu, wejściówki na seans mam dzięki uprzejmości naszej niezawodnej Agaty z Merlin.pl a notka powstała na Wasze wyraźne prośby. Mam nadzieję, że podołałem :)

Ciepło pozdrawia Twój bloger,

autograf

 

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies