Wracanie do książek lub filmów jest proste. Są krótkie. Albo je lubimy, albo nie. Albo mamy czas i chęci jeszcze raz zajechać do hotelu Panorama, albo nie. Gorzej jest z serialami. Kloce ciągną się często latami a wykres jakości wygląda z daleka jak szczerbaty grzebień. Dlatego wybrałem dla Ciebie osiem kultowych, do których w nagłym braku inwencji zawsze można się odwołać :)
1. Friends
Przyjaciele! Serial, który zmienił branżę sit-comów raz na zawsze.
Z czasem fabuła trochę za bardzo zapętliła się w prywatne zmartwienia i relacje każdego bohatera z osobna, ale pierwsze sezony to sielanka na pełnej mocy. Zero “prawdziwych” problemów, długie popołudnia przy kawie, pierwsze abstrakcyjne żarty Chandlera. Klasyk.
2. How I Met Your Mother
Duchowy następca Friendsów.
Przy czwartym, piątym sezonie fabuła ani nie idzie do przodu ani też nie próbuje jakoś specjalnie eksploatować dowcipów. Kreatywny zator scenarzystów. Wielu widzów dało z tej okazji za wygraną i poszło zajmować się ciekawszymi sprawami niż odgrzewane anegdoty Marshalla i Teda. Ale w razie nagłego przyciśnięcia nudnym wieczorem warto pamiętać, że zawsze można sobie sięgnąć po pierwsze kilkadziesiąt odcinków.
3. Gossip Girl
Pamiętam taki krótki okres w liceum, że Plotkarę oglądałem (z facetów) tylko ja i mój kolega z ławki. No i wszystkie dziewczyny, oczywiście. Dopiero po mniej więcej sezonie zreflektowała się reszta mojego zacnego gendera i wreszcie było z kim pogadać nie tylko o Chucku.
Późniejsze odcinki wpadają w straszną spiralę “dorastania” (od opcji z księciem wzwyż) i nie jest to już TEN nastrój, który tak bardzo mi wszedł. Ale jakiś czas temu wróciłem sobie na moment do kilku pilotowych odcinków i awwwww, no tak, to jest to:)
4. House MD
Mój pierwszy >aż tak< pochłaniany serial w historii. Zresztą, pierwsza produkcja, o której napisałem na tym blogu, ponad trzy lata temu :)
Choć zakochałem się w przygodach tej grupki lekarzy od pierwszej minuty pilotażowego odcinka, cały sentyment wygasł gdzieś na wysokości tych podłych scen jak House bawi się w milionera w hotelu. Niestety, ktoś “na górze” postanowił, że skoro widzowie tak uwielbiają charakter głównego bohatera to od dzisiaj będzie go dwa razy więcej.
Nie wyszło. Na szczęście ta decyzja zapadła względnie późno i jest całkiem sporo treści zbalansowanej.
5. Capital City
Magiczna produkcja z lat 80′ o życiu ambitnych i silnych maklerów z londyńskiego City. Dzięki niej przez parę lat chciałem być takim hardcore’owym biznesmenem, nawet nie prywatnym przedsiębiorcą. Na szczęście z czasem mi się odwidziało :)
6. Scrubs
Chyba najcieplej przeze mnie wspominany serial. Jak wspominałem w rozmowie z Zuchem – gagi ze Scrubsów są niesamowite. Serio, biją poziomem na głowę jakieś 95% całego segmentu. Tyle że przez to postawienie na śmiech sporo widowni nie orientuje się, że gdzieś pod spodem tętni też strumień całkiem smutnych, prawdziwych przemyśleń na temat życia.
Kocham to połączenie, najsilniej widoczne właśnie na początku całej sagi.
7. Family Guy
Flagowa równia pochyła amerykańskiej telewizji. Pierwsze sezony nienachalnie śmieszne, fajnie animowane, prezentujące sporo przemyślanych bohaterów i cisnące po typowych dla współczesnej cywilizacji stylach życia. Z czasem – pełna degeneracja. Gagi na chama co 10 sekund, wszystkie postacie zredukowane do homoseksualistów lub debili. Szkoda.
Ale pierwsze 3-4 serie zawsze w cenie.
http://www.youtube.com/watch?v=koGoQjXuovY
8. Twój typ
A do jakiego serialu lubisz sobie od czasu do czasu wrócić Ty? Słyszałem o paru pasujących do dzisiejszego zestawienia, których niestety jeszcze czasu nadrobić nie miałem. Ciekaw jestem, czy się pojawią w komentarzach :)
Twój bloger,