Pakujemy Się Na Open’era 2011!

 

No, a przynajmniej ja właśnie zaczynam. I tak gdzieś pomiędzy uzupełnianiem listy na jutrzejsze Wielkie Wpychanie Się W Torbę a przesłuchiwaniem kolejnych albumów tegorocznych wykonawców zostałem namówiony (podziękowania dla Misty!) na skrobnięcie szybkiego tekstu dla wszystkich szykujących się na nadchodzący festiwal. Jedziesz? To lecimy.

Podstawy

Festiwal trwa cztery dni. Rozpiskę wykonawców znajdziesz tutaj. Do Trójmiasta w tym okresie można dostać się na masę sposobów (autobusy, autostop, kajak, hulajnoga), przy czym kolej oferuje tani transport swoim połączeniem Słoneczny (jakość pociągu jest wysoka ale tłum w dniach okalających festiwal + tendencja do regularnych postojów w szczerym polu to czysta radość z życia. Aczkolwiek studenckie bilety nie przekraczają trzech dyszek a jedną ze stacji są pokazane w nagłówku Prabuty, więc generalnie warto się zastanowić). Nocować można na polu namiotowym przy samym miasteczku koncertowym lub na własną rękę. Autobusy na teren Open’era kursują spod dworca kolejowego Gdynia Główna co kilka minut. Autobusy powrotne idą po tej samej trasie, częstotliwość identyczna. Nie ma co się pchać do pierwszego dostrzeżonego bo, wybacz szczerość, równie dobry wzrok będą miały tak z cztery setki innych imprezowiczów. A następny ikarus podjedzie za pięć minut.

(zobaczę Coldplay na żywo już za trzy dni. Serio, nadal nie mogę uwierzyć)

Na terenie festiwalu obowiązuje wewnętrzna waluta – kupony. Na kasach granicznych można je kupić albo w formie papierowych karteczek albo jako doładowanie specjalnej, darmowej karty zbliżeniowej. Doradzam kartę, trudniej ją rozpuścić nieopatrznie wylanym napojem. Jeden kupon wart był rok temu trzy złote, zmian nie ogłaszano. Napój (piwo, cola, nestea) kosztowała w zeszłym roku dwa kupony. Kuponów nie da się zwrócić, więc dobrze jest mieć ich w sam raz (ale czule ostrzegam – schodzą błyskawicznie!) oraz pamiętać, że wszystko kosztuje jakieś tam wielokrotności trzech złotych. Doładowanie za 120 złotych jest więc okej, doładowanie za 100 już nie – zostanie Wam zmarnowana, niekochana złotówka (fakt ten przypomniał Ufnal – dzięki!).

Bilet wymieniają nam na bransoletkę przed pierwszym wejściem za bramki. Zadbaj, by została zaciśnięta aż do samej skóry – jeśli ochroniarz będzie miał wrażenie, że jest luźno, zdejmie Ci ją choćby i kosztem Twojego kciuka. Udowodni tym samym nieważność biletu i papa, wykonawcy (no, chyba że wzorem mojego kolegi zrobicie taki młyn, że jeszcze dorzucą gratisowe kupony w przeprosiny).

Przy każdorazowym wstępie na teren festiwalu zostanie poddana przeszukaniu Twoja torba. Czujni do granic bólu (znajdą pojedynczy listek rutinoscorbinu na dnie plecaka) bramkarze wyrzucą z niej m.in. parasole z ostrymi czubkami, lustrzanki bez akredytacji, picie, jedzenie, dziwne przedmioty, leki lub syropy. Na terenie miasteczka raczej nie kradną, ale i tak ostrożność wskazana.

Podobnie rzecz ma się z polem namiotowym – teoretycznie jest bezpiecznie, ale zakopanie swoich bagaży w ziemi pod namiotem jest raczej dobrym pomysłem. Warto też pamiętać, że pole jest naprawdę duże i zapamiętanie przynajmniej kilku punktów orientacyjnych w okolicy swojej miejscówki to zwracająca się inwestycja (szczególnie, że na Open’erze piwo okazuje się być często tańsze od wody mineralnej).

(też za trzy dni. Od 6:03 masz Simianowy remix Take Me To Broadway Gonzalesa. Mój ulubiony. Oby poleciał)

Przy Oficjalnych Meeting Pointach (są oznaczone) znajdziesz dostęp do bezprzewodowego Internetu. Ponadto, ze znajomymi ustal sobie jakiś charakterystyczny punkt spotkań awaryjnych (np. gdy padną Wam wszystkim telefony komórkowe), inny niż Oficjalne Meeting Pointy. Czemu? Bo są oficjalne. Blisko tysięczny tłum rozpoznawania się nie ułatwia.

Koło Burn Stage’a był w zeszłym roku lodowy hangar Heinekena (podejrzewam więc, że pojawi się i tym razem). Na dzielnych Eskimosów czeka w nim klimatyzowane pomieszczenie oraz tańsze niż gdzie indziej na terenie festiwalu piwo podawane w temperaturze zera stopni. Tak, problemy z gardłem gwarantowane.

Na Polu niekoniecznie ma się wodę i baaaaaaaardzo niekoniecznie ma się prąd. A więc zupki chińskie do rozpuszczenia w zagotowanym wrzątku są raczej średnim pomysłem. Dobrym pomysłem jest za to konkretne najedzenie się przed wyjściem na koncerty danego dnia. Dostanie się pod scenę i tak zajmie Ci od pół do dwóch godzin, więc uczucie ociężałości zniknie. Już nawet pomijając nieprzyjemne ceny przekąsek na terenie miasteczka – często nie ma się ani minuty, by do jakiekolwiek budki w ogóle podejść (a gastrofaza po dwóch koncertach pod rząd i tak Cię nie ominie. Warto więc ją prewencyjnie zdusić).

Z najbardziej przydatnych informacji to chyba wszystkie, które przychodzą mi teraz do głowy. Pora na zawartość bagażu.

Rzeczy

Niezależnie od tego, czy śpisz w kwaterze, camperze czy też czteroizbowym namiocie Artura Wesley’a warto pamiętać o następujących drobiazgach. Kolejność losowa.

  • Skarpetki – pamiętasz Forresta Gumpa w Wietnamie? Na Open’erze też muszą być ciągle suche. Chyba, że lubisz spędzać ulubione solówki stojąc bez ruchu.
  • Naprawdę Dobre Buty – może padać. Kalosze to chyba przegięcie, ale para wygodnego i szybko schnącego obuwia to podstawa.
  • Krem Przeciwsłoneczny – niezależnie od naszej wytrzymałości, festiwal to często i osiem godzin spędzonych w mniej lub bardziej inwazyjnym słońcu. Warto się ochronić.


(za sześć dni. Drop w 2:16 jest równie dostarczający, co tutaj. Chciałbym go przeżyć)

  • Wygodna Do Przepasania Bluza – za dnia jest skwar. Albo kropi. W nocy zaś jest zimno, niezależnie od pogody. Szkoda zdrowia.
  • Żadne Tam Najnowsze Kolekcje – połączenie trawy, deszczu, bryzgających napoi i sześćdziesięciu tysięcy podskakujących ludzi wpłynie niekorzystnie nawet na obity folią ortalion. Dlatego też średnio lubiane t-shirty, podniszczone jeansy i stare bluzy są dobrym pomysłem.
  • Karnet – serio :)
  • Notatnik i długopis – organizatorzy przygotowali specjalne namioty, gdzie Gwiazdy będą dyżurować rozdając autografy. Ale idą tam takie rzesze, że jest to jedynie teoria. W praktyce jednakże można czasem wpaść na kogoś lubianego w tłumie, zwyczajnie, przy stoiskach z drewnianą biżuterią. W zeszłym roku pogadałem w ten sposób z Damianem Marley’em.
  • Wypis Koncertów – ten sam, co podlinkowałem na początku tekstu. Czasem się udaje złapać książeczkę z rozpiską koncertów, czasem nie. Warto mieć swoje notatki.
  • Jedzenie – to rada głównie dla mieszkających na polu. Jak już pisałem, wody i prądu czasem nie ma. Konserwy, sucharki i inne średnio psujące się rzeczy umilą Ci zatem niejedną nocną chwilę.

I to chyba tyle. Gdybyś chciał się w trakcie festiwalu ze mną skontaktować to doradzam pocztę elektroniczną, będę zaglądał z raz dziennie. Pozostaje mi jeszcze tylko życzyć Ci przyjemnego ogarniania ostatnich spraw i szybkiej podróży nad morze. Trzymaj się ciepło :)

… tylko niczego nie zapomnij!

Wciąż szukając swojego ulubionego T-shirta pozdrawia Twój blogger,

autograf

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies