Elektro było przez pewien czas totemem muzyki granicznej. Było ono i nic dalej. Pociągało albo ludzi pragnących przedwczesnej głuchoty i czystego rytmu, albo naprawdę słabych psychicznie niewolników gwarantującej społeczną akceptację mody. Pociągało młodych. Było świeże, było w klubach, było niezrozumiałe dla ludzi, którzy go nie słuchali. Przy czym, no cóż. Było.
Tłuste, rytmiczne uderzenia sygnujące każdą udaną imprezę ubranych w haemowe koszule indie nastolatków oddały już jakiś czas temu pola (podobnie zresztą jak i same haemowe koszule, ale to kiedy indziej) nowemu trendowi. Trend ten był z początku nielubiany, brzydki i zupełnie niezrozumiany. W destruktywnej i szalonej, ale też pełnej klasy i logiki metropolii elektroniki pełnił rolę śmierdzących zaułków, do których słońce nie dochodzi a policja boi się zapuszczać. Trend ten miał zatem wszystkie przymioty potrzebne do udanej supremacji. Trend ten miał na imię dubstep. I postanowił ze swoich przymiotów skorzystać.
“Ideologiczny Gwałt Przez Uszy”
Najpóźniej wychodzący z imprez ludzie słyszą parę nietypowych piosenek, potężnych niczym ruskie koparki remiksów i pytają się o nie znajomych. Didżeje podłapują temat i zabijają ćwieka również mniej wytrwałym pogromcom klubów. Dubstep powolutku przebija się do najgorętszej pory każdego melanżu, tej następującej tuż po północy. Puszczanie tego dziwnego elektro koło pierwszej nad ranem szybko staje się nową, świecką tradycją. Zamaskowany psychopata znienacka występuje też w popularnym serialu Skins (scena z Effy w magazynie <3). Tajemnica narasta.
http://www.youtube.com/watch?v=ga6jM4yRyHw
Dubstep tymczasem truchta już do wyznaczonej przez elektro granicy i, (tutaj ciężko nie użyć wulgaryzmów ale zrobię co w mojej mocy), gasi światło. Całą zaoszczędzoną w ten sposób energię puszcza we wzmacniacze i syntezatory basu. Korzystając z ciemności przepycha słupy graniczne muzyki popularnej o kolejne dwanaście mil w głąb lądu. Subtelnie niczym rewolucja październikowa zdobywa władzę nad umysłami zawodowych imprezowiczów. Parafrazując ani trochę nie pasującego do tematu klasyka, zostają oni wszyscy zgwałceni przez uszy.
http://www.youtube.com/watch?v=XoPPViAnBGw
Życzenie Śmierci
Przerywając jednakże snucie naszej uciesznej historii – Dubstep istnieje już od ładnych paru lat. (Między nami mówiąc, powoli zaczyna przeistaczać się już w coś nowego). Powstawał fazowo i choć pierwsze doniesienia sięgają nawet połowy lat dziewięćdziesiątych, rozwój właściwy rozpoczął się około pięciu lat temu. Wtedy też wyposażeni w egzotycznie wyglądające syntezatory dźwięku (a często też i lekko niedomyci) kompozytorzy elektroniki postanowili odejść od regularnego bicia cztery czwarte (czyli ze stopą na raz i werblem na trzy. Kanon czasem (ale to już fanaberia) mutowano do werbla na dwa i cztery oraz stopy na trzy i pół, co pozwalało odróżniać house od reszty gatunków) i poregulować też przy rytmie. Nienarodzone jeszcze kawałki były o wiele wolniejsze i bardziej misterne od mainstreamu.
Były też o wiele cięższe, gdyż na tę całą radośnie skonstruowaną sekcję rytmiczną nakładano miażdżący czaszki bas, tak niski, jak to tylko możliwe. Przepuszczony dla dodatkowych wrażeń przez filtr niskich częstotliwości. Całość dzieła poddawano finalnie bardzo pieczołowitemu procesowi masteringu (bas takiej głębokości brzmi dobrze jedynie przy perfekcyjnych nastawach. Nastawy jedynie świetne brzmią jak ten oto remix Eneja) i wypuszczano w zakryty kurtyną nocnych ciemności świat.
Efekt końcowy (będący często remiksem – zabawa tempem i dodawaniem basu na istniejących kawałkach jest wszak bardzo smaczna) zawierał pęczniejące intro, zwalniający blokady komory maszyny losującej drop oraz kawałek właściwy, pełen wobble’i (to ten charakterystyczny dźwięk, łałałałała), szaleństwa i niezdrowo liczonej rytmiki. Pełen czystej mocy. Z początku, jak już wspomniałem, zrażającej.
Ale, po czasie i odrobinie chęci, uzależniającej. I choć dubstep robi obecnie cała masa domorosłych remikserów i amatorów elektroniki, dobry kawałek nadal poznać można bardzo łatwo. Zasada jest bowiem jedna.
Bas musi łamać żebra.
Dobrej zabawy.
Zdjęcie pochodzi z soup.io, autor nieznany.
Lekko przygłuchy od basów Twój bloger,