Permanentne znudzenie się jakąś piosenką wydawało mi się czymś niemożliwym. Ot, miesiąc przerwy i można zgrywać na iPoda z powrotem. Ale widzisz, byłem w błędzie. Uświadomił mi go dopiero dzisiejszy punkt na liście wyzwania (na której punkt poprzedni szukał utworu, który mnie opisuje). Znajdziesz to popadające w zapomnienie dzieło poniżej.
Najwytrwalsi spośród moich Czytelników (piąteczka ludzie!) pamiętają pewnie, że ja już raz o tej melodii pisałem. Dawno. Prawie równe dwa lata temu (bez kilku dni).
A była to notka popełniona w tydzień, może dwa, po odkryciu tej cudownej, niezatytułowanej płyty islandzkiego zespołu, który ostatecznie pokochałem. Spodobał mi się szczególnie utwór trzeci, ten sam, o którym piszę dziś. Słuchałem go w kółko i za nic nie chciałem przestać. Aż do czasu.
Piękna rzecz. Ale za dużo jej było. (jeśli nie widzisz filmiku – link do Youtube)
Szczerze mówiąc, zraziłem się do niego przez kilka średnio spektakularnych wydarzeń z mojego życia, nie tylko przez samo przesłuchanie do oporu. Ale był taki okres, że na nawet na pierwsze nuty reagowałem alergicznie, więc lepszego pretendenta do bohatera dzisiejszego dnia wyzwania nie miałem.
Nie jest fajnym uczuciem stracić jedną ze swoich ukochanych piosenek. Ale, hej. Na tym polega życie.
Miejsce na nowe samo się nie zrobi.
♥
A Ty masz taką piosenkę?
- Ekskluzywny newsletter (tylko te 30 notek i żadnej więcej!)
- Specjalne wydarzenie na FB (z obrazkiem i w ogóle!)
Fotka pochodzi z serwisu soup.io, autor nieznany.
Podjął się Wyzwania Trzydziestu Piosenek Twój bloger,