Poznałem tę przeuroczą dwójkę całkiem przypadkowo. Brakowało mi paru funtów do darmowej wysyłki z Amazonu, więc zdecydowałem się zajrzeć do działu najlepiej sprzedającej się literatury i wybrać coś o ciekawej okładce. Padło na One Day Davida Nichollsa (tak, film na bazie tej książki jest właśnie w polskich kinach) i chcę już na wstępie tekstu zaznaczyć, że nigdy jeszcze żadne słowo pisane nie wstrząsnęło mną równie silnie. Zakochałem się. Bezwarunkowo, silnie, strasznie emocjonalnie.
Nie chcę Ci psuć ani jednego (choćby i najmniejszego) aspektu poznawania fabuły samodzielnie, więc na jej temat nie przeczytasz tutaj prawie nic. Nie dziś, wybacz. Niech wystarczy Ci umiejscowiony na okładce większości wydań napis Dwadzieścia Lat, Dwoje Ludzi, Jeden Dzień. Po pierwszym rozdziale zrozumiesz magię pióra Davida i ockniesz się dopiero po poczuciu pod palcami swojej dłoni faktury tylnej okładki.
Obiecuję.
(wstęp napisany zaraz po otworzeniu ultrabooka po wejściu na wydział z aubotusu)
♥
Pamiętam jak strasznie przeżyłem ostatni odcinek Cowboya Bebopa (miałem wtedy jakieś dziewięć albo dziesięć lat).
Pamiętam też, jak nie mogłem sobie poradzić z zakończeniem Zielonej Mili (tu już miałem koło piętnastu). Czytałem je na kilka podejść a czas pomiędzy nimi spędzałem zajmując się bezmyślnymi zadaniami bez wyraźniejszego zaangażowania.
I teraz, kolejne pięć lat później, znowu natrafiłem na Taką Historię. Tyle że, no cóż, najpiękniejszą spośród wszystkich do tej pory.
(akapit dodany później na zajęciach)
♥
Czynne korzystanie z Internetu skutecznie stępiło moje odruchowe reakcje. Chociaż, pewnie nie tylko moje. Wszyscy wiemy, że za napisanym LOL kryje się jedynie słaby uśmiech (o ile w ogóle), a większość ale koniecznie, obczaj to, co za moc obrazków lub filmików wzbudzi w odbiorcy najwyżej marne uniesienie kącików ust.
Tym razem było inaczej.
Czytając One Day w autobusach zdarzało mi się parsknąć na głos. Zdarzało mi się odłożyć na chwilę książkę i, patrząc gdzieś w okno, odczekać aż przetrawię to, co właśnie zostało mi zakomunikowane. Zdarzało mi się przegapiać przystanki, bo nie mogłem przestać przed końcem rozdziału. Zdarzało mi się czytać podczas słuchania Beatlesów i tracić świadomość, w jakim mieście właściwie jestem.
Zdarzyło mi się wreszcie mocno ścisnąć nasadę nosa dwoma palcami, aby wytrzymać napierającą na szeroko otwarte oczy falę gorąca. Po przeczytaniu jednego z ostatnich rozdziałów, jeszcze w autobusie, dosiadła się do mnie koleżanka ze studiów. Zwaliłem ten gest na zmęczenie. Nic nie zauważyła. Podeszliśmy razem pod budynek wydziału i wiedziałem, że pierwszą rzeczą, jaką zrobię po wejściu do sali będzie natychmiastowe rozpoczęcie pisania tej notki.
(akapit dopisany w metrze, gdy jechałem odebrać zamówienie z księgarni)
♥
Znasz to uczucie, które się czasem ma po ostatnim rozdziale lub odcinku? Że Twoi najbliżsi przyjaciele właśnie wyjechali na resztę swoich dni za granicę i nie masz pojęcia, gdzie się podziać ani co począć z wolnym czasem?
Wiesz, że zawsze możesz do nich zajrzeć, ale będzie to kontakt wymuszony, wtórny, z czasem zanikający jak coraz krótsze rozmowy telefoniczne karłowaciejące z upływem lat w życzenie sobie wszystkiego dobrego na fejsie, dwa razy do roku.
No, to takie uczucie, tylko że w wersji turbo (zamień w powyższej historii przyjaciół na narzeczonego lub ukochaną) towarzyszy ostatniej stronie One Day.
(akapit dopisany w oczekiwaniu na powrotne metro)
♥
Tak, wiem, że się jaram i piszę nieobiektywnie. Ale jest to ten jeden z niewielu razy w moim życiu (ja generalnie lubię się wkręcać w nowe rzeczy), kiedy jaram się jak najbardziej mając ku temu podstawy.
One Day to uniwersalna opowieść o sile naszych decyzji i niesamowitej prędkości, której po ukończeniu dwudziestego roku życia nabiera czas. Dni zaczynają zlewać się w tygodnie, tygodnie przekształcają się w jednostki reprezentacyjne miesięcy a miesiące tracą na znaczeniu na rzecz pór roku.
Te wreszcie łączą się w czwórki i odcinają na linii czasu kolejne lata.
(akapit dopisany w metrze)
♥
One Day to książka sprawiająca, że chcesz się za wszelką cenę zmienić i od dzisiaj, już na zawsze, w każdym stawianym przed Tobą wyborze decydować się na rozwiązanie co prawda trudniejsze, ale lepsze i bardziej wartościowe. Nakłania Cię do tego w najlepszy możliwy sposób, bo czyni to mimochodem.
Każdy z bohaterów charakteryzuje się głębokim, typowo angielskim poczuciem humoru a nawet najtrudniejsze z rozmów są spłycane codziennym, zwykłym językiem. Żadna ze scen nie niesie ze sobą sztucznego patosu, żadne z wydarzeń nie wygląda na dodane na siłę. Wszystko jest spójne. Tak spójne, że aż można się nabrać.
Wiesz, że dopiero teraz ogarnąłem, że One Day to fikcja literacka? W trakcie przeżywania spisanych opowieści byłem pewien, że czytam pamiętnik faktycznie żyjących osób.
Chociaż, kto wie? Może tak było?
(akapit dopisany w autobusie z metra do domu)
♥
A te słowa piszę już z domu, parę dni później.
Szczerze mówiąc, gdy zobaczyłem moje notatki mające posłużyć za napisanie tekstu o tym, co przeżyłem wraz z przeczytaniem One Day, trochę się wystraszyłem. Potok nieskoordynowanych myśli i skojarzeń ciężko jest upchnąć w czytelne ramy. Dlatego zdecydowałem się zachować je bez zmian. Popoprawiałem jedynie literówki i składnię. Dopisałem też realia, w których powstawały kolejne części.
Mam wrażenie, że taka forma najlepiej odda to, co czułem po skończeniu mojej przygody z Dexterem i Emmą.
Z dwójką moich nowych znajomych, których nie zapomnę do końca życia.
Ciepło pozdrawia Twój bloger,