Tak sobie pomyślałem, że Mylo Xyloto to jednak całkiem dobry album. Rozwija dotychczasowy dorobek zespołu, przyjemnie otwiera ich styl na nowe trendy a do tego prezentuję wartość sam w sobie. I wiesz co? Mam jedną sztukę dla Ciebie.
Paradise
Przyznaję, moje pierwsze wrażenie względem nowej płyty chłopaków z Anglii było tragiczne. Zamiast melodyjnego pianina – syntezator. Zamiast ciszy – pseudo dubstep. Zdziwiłem się i nie do końca miałem ochotę dawać tym nagraniom kolejną szansę. Ale wiesz jak jest, zmieniłem zdanie dosłownie dzień później.
Bardzo zresztą słusznie, gdyż koncert Coldplay na tegorocznym Open’erze z miejsca trafił na listę najlepszych przeżyć mojego życia (a nie byłby pełen bez premierowo wykonanych singli z przygotowywanego dopiero krążka).
Z początku cieszyłem się jedynie Every Teardrop Is A Waterfall, ale z czasem pojawił się też Paradise.
I sytuacja się powtórzyła. Pierwsze parę odsłuchań nie mogłem zrozumieć, dlaczego w piosence Chłodnego Grania znalazł się równie niski bas lub wybitnie nie-balladowa perkusja. A potem przez kolejne parę odsłuchań przestałem na to zwracać uwagę. A potem się zakochałem.
Tak chyba wygląda sprawa z całym albumem, coś mi się wydaje. Że z początku podchodzisz do kolejnych tracków niczym pies do jeża. A potem się zakochujesz. Uznałem jednakże, że będzie lepiej, jeśli przekonasz się na własną rękę. Dlatego nie zwlekaj, tylko:
Weź udział w konkursie!
Buziaki przesyła Twój bloger,