Zwycięzcy Konkursu. Tak, wiem, że budowanie napięcia to dzisiaj nie jest moja najmocniejsza strona, ale właśnie przeczytałem wszystkie oddane w konkursie głosy i nie jestem w nastroju do zabawy słowem (ale proszę o docenienie, że dzielnie próbowałem!). Jestem w nastroju do myślenia o życiu. Siedzę sobie właśnie, po raz ostatni przeglądam te nadesłane przez Was historie i wiesz co? Jestem pod wrażeniem.
Nadeszło ich aż 41 i, z ręką na sercu przyznaję, co kolejna to równie ciekawa. Sprawia to, że czuję się strasznie. Chciałbym móc nagrodzić przynajmniej trzydzieści prac (a dwadzieścia trzy tak na pewno – na pewno). Ale niestety płytka leży na moim biurku jedna, więc i do jednej osoby powędruje. Której?
Miejsce Pierwsze
Album “Mylo Xyloto” zespołu Coldplay oraz Zestaw jestKultury dostaje Hubert za:
Moja historia z Coldplay? Najbardziej zapadła mi w pamięć ta: pewnej soboty, dokładnie w południe wszedłem do przestronnej sali. Znajdowała się ona w budynku usytuowanym w samym centrum starego miasta. przed nami, w głębi stało wielkie dębowe biurko. Wokół ludzie patrzący cały czas na mnie. Do moich uszu zaczęły docierać pierwsze dzwięki „Don’t panic” Coldplaya. Spojrzałem na moją partnerkę i uśmiechnąłem się do siebie. Będzie dobrze.
Pół godziny później byłem już mężem.
Historia tak fajna, że aż pojawiła się na naszym fanpage’u (a w moich myślach gości regularnie od chwili opublikowania). Krótka, potężna i na temat. Spodobała mi się.
Miejsca Drugie
Jeden Zestaw jestKultury leci do Konrada:
Rozpoczęło się od zimnego autobusu. Tam poznałem „The Scientist”, który bardzo ciepło kojarzy mi się z tą miłą stroną tęsknoty. Miałem w swoim życiu epizod, gdy słuchałem wciąż tego utworu, tęskniąc za kimś, o kim wiedziałem, że bardzo tej osobie zależy na mnie. To była właśnie ta miła strona. Niestety wszystko później się posypało.
Dzięki wydarzeniu, które rozłączyło mnie być może na zawsze z tą osobą – dłużej przysłuchałem się w „Cemeteries of London”, którym następnie zaraziłem kilkoro ludzi ze swojej klasy. Niepowtarzalny klimat sprawił, że słuchali tego codziennie! I nie raz i nie dwa.
Podobnie jest z „Violent Hill”, które także się spodobało, szczególnie żeńskiej części klasy. Najbardziej chyba zęby Chrisa Martina w teledysku (nie powiem, że nie, ale podobają mi się jego zęby. A co! :P ). A gdy ja słucham „Violent Hill” – myślę o swoim aktualnym zakochaniu. I mam nadzieję, że jednocześnie miłości (czyli czymś na dłużej, o wiele dłużej). Oczywiście zawsze o nim (a właściwie o niej – o tej osobie) myślę, jednak słowa „Violent Hill” akurat sprawiają, że myśli się lepiej.
Dokładnie tak jest przy „Paradise”, z najnowszej płyty. Drugi singiel, jaki poznałem. Słyszę „parrot, parrot, parrot-ice” (własna interpretacja <3 ) i widzę jednocześnie środek pustyni i środek oceanu. Czyli przestrzeń i ogrom wolności. Prawdziwe paradise :)
Czytałem wśród komentarzy, że Coldplay doskonale rozumie uczucia. Nie sposób się nie zgodzić, szczególnie, że chłopaki pod przewodnictwem Martina nagrali genialny “White Shadows”, który powoduje dosłowny eargasm (wybacz mi określenie, Andrzeju), gdy słyszę słowa, które zatarły się w moim sercu najbardziej ze wszystkich tekstów, jakie usłyszałem na płycie “X&Y” – mowa oczywiście o “come on love! stay with me!”.
Miłość. Uczucia. Ten ktoś miał wiele racji. Coldplay doskonale zna uczucia. Miłość. Z tym uczuciem kojarzy mi się także “Yellow” z “ju noł aj law ju sooooł”, które śpiewam mojej lubej za każdym razem, gdy tego słuchamy. Właściwie – kiedyś nauczę się na pamięć “Yellow” i jej zaśpiewam.
“Trouble” jest kolejnym dowodem na to, że Coldplay wie, o czym śpiewa. Jest także argumentem przemawiającym za tym, że album “Parachutes” zostaje moim albumem numer jeden. Wbrew tym, którzy są za “A Rush of Blood to the Head”. “Trouble” sprawiło, że zakochałem się w fortepianie tych chłopaków. “The Sciencetist” przypieczętuje miłość. A “Death and All His Friend” jest deserem w moim przekonaniu. Pamiętam, jak chciałem umieć to zagrać, fałszując najgorzej na świecie przed lekcją języka niemieckiego, o 7:40 rano.
Wcześniej oczywiście katowałem “Clocks”, którego początkowo nie trawiłem. Aż do czasu, gdy usłyszałem ten utwór u Niekrytego Krytyka, który posłużył się tym nagraniem w jednym ze swoich filmików.
W każdym bądź razie – dotąd nie trawię “Yes” z “Viva La Vida”. Jest jakieś takie… Inne… Nie sądzisz?
Przy okazji “Mylo Xyloto” przyszedł czas na “Princess of China”. Czytałem, że gościnnie zaśpiewała Rihanna. Pomyślałem sobie – ten utwór będzie klapą. Ale nie… Okazało się, że “Princess of China” jest według mnie tym dla płyty “Mylo Xyloto”, czym dla “Ceremonials” od Florence + the Machine jest kawałek “Leave my body”. Posłuchałem raz i mogę słuchać cały dzień. Tydzień. Codziennie. Jest (według mnie, nie zapominajmy o subiektywiźmie wypowiedzi :)) majstersztykiem, bez którego nie umiem już sobie wyobrazić tej płyty.
Można powiedzieć więc (no bo w zasadzie czemu nie…?), że Coldplay niczym nie różni się od zespołów, które też grają bardzo ładnie, mają lepsze i gorsze kawałki (w zależności od indywidualnego podejścia). Ale nie… Jest w nich coś, co sprawia, że… Jeśli nie mam czego słuchać, to nie włączam SoaDu czy deadmau5. Włączam Coldplay. I tak na przykład wiem, że gdy jestem zmęczony – mam “A Rush of Blood to the Head”. Gdy jestem smutny – mam “Parachutes”. Gdy jestem zadowolony – mam “Viva La Vida” (ze świetną grą skrzypiec w utworze “Viva La Vida” :)). Najlepiej uczy mi się przy “X&Y”, która sprawiła na mnie pozytywne (a jakże, Andrzeju! a jakże, Czytelnicy!) wrażenie całkiem dojrzałej. “Mylo Xyloto” nie ustawiło się jeszcze w moim życiu na tyle, żebym mógł przypisać ten album do stanu mojej psychiki. Jednak aktualnie przypisałbym do… Szczęścia. Słyszę “Every Teardrop is a Waterfall” (i przy okazji widzę fajny, kolorowy teledysk oraz koncert, który w całości na YouTube oglądałem), słyszę “Don’t Let it Break Your Heart” (nucąc przy okazji teraz sobie) i widzę moją dziewczynę. Naprawdę – to fajne uczucie, gdy już nie tylko jeden utwór kojarzy mi się z jedyną uśmiechniętą twarzą, lecz cała płyta. I ta właśnie uśmiechnięta twarz dostanie tę właśnie płytę pod choinkę ode mnie.
Coldplay. Co potrafi zrobić z człowiekiem – wszyscy czytamy. Komentujący pokazują, że ta muzyka towarzyszy im nawet po kilka lat, opowiadając przy tym ciekawe historie. Ja i Coldplay, to zaledwie ponad rok. Już teraz wydarzyło się sporo (naprawdę – sporo). Pomyśleć tylko, jak wiele jeszcze z ich muzyką może się wydarzyć :) Nie wyobrażam sobie bez nich swojej studniówki. Swojego wesela po ślubie. Swoich godzin w pierwszej pracy. Swojego dalszego życia. Bez “Let’s Talk” nie załatwiłbym wielu swoich problemów. Bez “Fix You” nie zrobiłbym wielu ważnych dla siebie kroków życiowych. Bez “Speed of Sound” nie zacząłbym odkrywać muzyki z podobnego gatunku na Last.fm :) A bez “Major Minus” nie chciałoby mi się jeździć rowerem wczesnym porankiem do szkoły, gdy mróz zaskakuje.Czyż nie tworzymy pięknego kultu tego zespołu? :)
… a drugi Zestaw jestKultury zgarnia Agnieszka:
Kiedy pierwszy raz usłyszałam Coldplay The scientist – to była miłość od pierwszego usłyszenia. Zawsze gdy czułam, że nadciągają czarne chmury wkładałam słuchawki do uszu i puszczałam ten kawałek, napawał mnie niesamowitym optymizmem i energią, z którą mogłam przenosić góry.
Gdy umówiłam się na pierwszy spacer z J. odwoził mnie już do domu i włączył płytę a z głośników błogo poleciał Scientist – wiedziałam, że to właśnie to – I had to find you :)
Rok później wzieliśmy ślub i zaraz okazało się że z naszych starań za 9 miesięcy urodzi się maluch :)
Gdy jechaliśmy na porodówkę puściliśmy Scientist – Nobody said it was easy, No one ever said it would be so hard :DOstatnio stałam się bardzo sentymentalna i jak puszczam tą piosenkę moją uwagę przyciągają słowa
Oh take me back to the start.Jest w tej piosence zaklęta niesamowita siła, teraz jej siłą jest też magia naszych wspomnień.
Nie umieszczę komentarza na Fb – bo jeśli udałoby się wygrać płyta będzie niespodzianką dla męża – a tak niestety z niespodzianki nici :)
Wyróżnienia
Chcę też wyróżnić (chociaż w ten skromny sposób) następujących autorów komentarzy (kolejność od końca, zawsze tak czytam): Jenny (za prostotę), Rose (za udaną krótkość), Michał (za Święta), jaaa (za wierszyk), Adam (za wspólnotę tracenia głosu. A Pokemony są super, o!), Konstancja (za cudowne nagranie!), sia (za Lukkę), Zyta (za samolot. Kocham samoloty), jude (za, pf, miłość), Mateusz (za to, że życie bywa trudne), Radek (za zachowanie się jak facet!), Małgorzata (za Fix You), Anna (za zaspę), eithelear (za wiarę w coś więcej), Paweł (wolę Real, ale rozumiem uczucie), Karolina (za karaoke), Misty (za Open’era), Moniśka (za śliczne porównania), Kyuubi (za trolla konkursu :p), S. (za ładne słowa) oraz zwierz (za zombie). Jesteście niesamowici!
Podsumowanie
Co prawda wrzucam tę notkę już 17 listopada (jest 20 minut po północy gdy piszę te słowa), ale możesz mi wierzyć, że pisałem ją dobre trzy godziny. Spędzenie tego czasu z nadesłanymi historiami to jedne z najprzyjemniej spędzonych chwil ostatnich miesięcy. Mam nadzieję, że zabawa była przyjemna (bo z mojej strony – jak najbardziej!) i że masz świadomość, że kolejny konkurs już na dniach.
Jaki? No cóż.
Stay tuned ;)
Słucha sobie Coldplay Twój bloger,