Wracając na chwilę do mojego ukochanego cyklu, chciałbym się z Tobą podzielić naprawdę ciekawym, tajemniczym i pełnym energii utworem. Pełnym pożywki dla Twoich zmysłów. Odnajdziesz w nim nutę kadzideł z podejrzanych sklepików na bocznych ulicach Bostonu. Zobaczysz szybki ruch, poczujesz na skórze idący po spirali pęd powietrza podążający za wycelowanym w Ciebie pociskiem Ale nie usłyszysz tępego huku wystrzału. Dobiegnie Cię jedynie szmer ulic i dźwięki urojonego tanga granego przez Twoje tętno.
Wiele twarzy Howarda Shore’a
Każdy kompozytor posiada dla mnie umiejętności wręcz nierealne. Wymyślenie melodii na jeden instrument to banał. Do tego jakieś słowa – no proste. Druga gitara i brzmienie basu, ewentualnie nawet perkusja, luz, się zrobi. Ale wyobrazić sobie brzmienie kilkunastu (…dziesięciu?) muzyków to już jest wyższa szkoła jazdy. Tym bardziej podziwiam twórców wszechstronnych, takich jak architekt naszego dzisiejszego kawałka – Howie Shore. Jest on ojcem klimatu do takich arcydzieł jak Se7en (w którym muzyka to chora, mająca znamiona elektroniki konstrukcja) lub Władca Pierścieni (przestrzeń i monumentalność; doczekaj 3:41). Usiadł też nad dającymi zupełnie inny przekaz Gangami Nowego Jorku oraz, no właśnie, Infiltracją.
Platyna w worku złota
Mało życzliwy powiedziałby, że tutaj nasz pan kompozytor dużo do roboty nie miał. W końcu większość płyty sygnowanej twarzami Pięknego DiCaprio i Złego Nicholsona to piosenki takich sław jak Roger Waters, Dropkick Murphys czy też, chociażby, Stonesi. Ale tej jednej, najważniejszej dla mnie melodii autorstwo przypisać można tylko i wyłącznie postaci kojarzonej głównie z soundtrackiem dzikich przygód włochatostopych hobbitów. Howard Shore wydobył z prostych gitar absolutne maksimum eleganckiej zmysłowości. Osiągnął idealny balans pomiędzy szybkością i agresją a spokojną tajemnicą.
Nawet jeśli nie lubisz takich klimatów, to Ci podejdzie.
A, tak w ramach obowiązkowego wieczornego sneak peeka – a bit of a cosmopolitan life is comin’
Twój blogger,