Zostałem wczoraj wieczorem uraczony zwiastunem obecnego już w naszych kinach nowego filmu twórców legendarnego Tria z Belleville. Ich dopiero co zwieńczone dziecko jest na afiszach zwane Iluzjonistą i zanosi się na najbardziej ujmującą opowieść ostatnich lat. Opowieść piękną i rozgrzewającą serca. Dbającą, by nasze myśli zatrzymały się na te kilka chwil wyjętych z rozpędzonych żyć i oddały pola naszym uczuciom. Opowieść dawnego typu, o dawnych uczuciach, o dawnym świecie i dawnych ludziach.
Bo widzisz, nigdy nie jestem w stanie prosto odpowiedzieć, gdy jestem pytany o moment w historii, w którym chciałbym żyć, gdybym nie żył tu i teraz. Pomijam już nawet, że najbardziej chciałbym żyć tu i teraz. Ale jeśli – zawsze waham się, czy bardziej zależałoby mi na wieńczącym czas europejskich mocarstw okresie belle epoque (tragicznie uciętym Wielką Wojną), czy też jednak lepszym byłoby odnaleźć się tuż po światowych konfliktach, w niekończącym się prosperity lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. W pierwszej opcji dodatkowo zamawiałbym bycie paryżaninem, w drugiej zaś – nowojorczykiem.
Jak królik z kapelusza
A tutaj dostajemy wszystko naraz. Dostajemy stylistykę Profesora Laytona, Ruchomego Zamku Hauru (od 0:22 do 0:45), dzieł Alfonsa Muchy i jeszcze kilkunastu źródeł połączonych w jedno. Cudowną muzykę i magiczną animację. Opowieść o starzejącym się magiku, naiwnej dziewczynie i pogonią za wyobrażeniami. Dostajemy oddychający, powojenny świat pełen wciąż żywych wspomnień o nie tak znowu dawno pogrzebanej epoce piękna i sztuki.
Spraw sobie prezent na Mikołajki. Obejrzyj poniższy filmik. Zakochasz się :)
http://www.youtube.com/watch?v=8_FSMWvpBqE
Zaczarował życzy Twój blogger,