Każdego lutego nie mogę doczekać się wiosny i lata. Jaskrawych poranków, aż za gorących dni, ciepłych, coraz dłuższych wieczorów. Każdego września odpala mi z kolei w drugą stronę – od pierwszych dni chłodu chodzi mi po głowie, że coraz bliżej Święta. Że to już jeszcze tylko te kilkanaście, kilka tygodni, że parę dni, że ledwie pojedyncze godziny i znowu będzie ubierana choinka. Każde jedno radio co kilka chwil sprzeda nam jedną z niezliczonych już dzisiaj kolęd lub piosenek świątecznych. Każda jedna wystawa będzie lśnić od lampek. Kocham to.
I dlatego też, bez zbędnego przedłużania, bożonarodzeniowy okres uznaję za otwarty!
Śnieg i paczki
Zaraz zostanę publicznie linczowany, że popieram festyn komercji i sprzedawania wyższych wartości w imię opartego na nie do końca etycznych motywach zysku. Wszystkim krzyżowcom wesoło macham :) i odpowiadam w prosty sposób – nie obchodzi mnie, że święta są wykorzystywane jako nośnik handlu. Wszystko jest. W Anglii okres bożonarodzeniowy trwa od połowy września. U nas wszyscy grzecznie czekają do Wszystkich Świętych a mainstream, tak jak i autor Twojego ulubionego bloga, rusza dopiero po Jedenastym Listopada. I jest to dla mnie jak najzupełniej okej. Gdyż kocham dzwoneczki dobiegające z każdej jednej piekarni, butiku w centrum handlowym czy też osiedlowego dyskontu. Dzięki tym wszystkim otaczającym nas bodźcom chodzę uśmiechnięty prawie non stop przez wiele tygodni, to jedyny aż tak silnie oddziałujący sezon w calutkim roku.
Przeszkadzają Ci promocje i tak dalej? To po prostu je ignoruj. I ciesz się tym, że wszędzie jest złoto-purpurowo-srebrno, że zbliża się ten dzień, w którym każda jedna osoba dookoła nas będzie miała chociaż o ten jeden, bardzo słabiutki stopień cieplej i spokojniej na sercu. Kochasz je, tak jak ja, gdyż dodają masę uroczego kolorytu do regularnej codzienności?
No to zaczynaj odliczanie!
Zostały czterdzieści dwa dni. Czterdzieści dwa długie wieczory wypełnione kolejnymi herbatami, czekoladą, książkami, grami i pisaniem. Siedzeniem ze znajomymi nad skryptami do kolokwiów lub najważniejszymi na świecie prywatnymi rozterkami. Pustymi, zaśnieżonymi parkami i wypchanymi tłumem kawiarniami. Powolnym myśleniem nad prezentami dla najbliższych i przekopywaniem całego domu w poszukiwaniu tej ulubionej płytki z kolędami, przysiągłbym, że gdzieś tu ją zostawiłem. To wszystko przed nami.
I widzisz. Ja niewątpliwą przyjemność usłyszenia Last Christmas już w tym roku miałem (lotnisko Heathrow, dziewiętnasty września), jestem jednak przekonany że najprawdopodobniej Ty jeszcze nie. I o ile wstępnie chciałem zakończyć tę notkę popularną piosenką zespołu Wham, tak ostatecznie zdecydowałem, że jej prawdziwy czar można poczuć jedynie słysząc znienacka w radio. Dlatego też swój sezon rozpocznę czymś równie legendarnym a odrobinę bardziej akceptowalnym w formie blogowej (dostępnym też dłuższej formie – jako bardzo przyjemna piosenka).
Coraz bliżej święta, Kochani :)
http://www.youtube.com/watch?v=dlskhR8lA1Q
Autorem grafiki z nagłówka jest ilco.
Podarował Twój blogger,