Po skandynawskich Hivesach i Mando Diao pora na wielki powrót do tradycyjnego miejsca wylęgu dobrej muzyki – na Wyspy. Ze Zjednoczonego Królestwa pochodzą bowiem chłopaki występujące jako Klaxons. Mieszający rocka, lekkie elektro i dance (i, tak naprawdę, Bóg wie co jeszcze) zespół przyjeżdża do nas już w lipcu z nikczemnym zamiarem wypełnienia gdyńskich scen abstrakcyjną psychodelą nie do końca dającej się zaszufladkować muzyki. Koncert powinien wypaść ciekawie, zważywszy że równa połowa płytowego dorobku wyżej wymienionych to album A Bugged Out Mix będący zbiorem, no cóż, remiksów. Elektro remiksów.
Klaxons. Not Centaurs.
Bo, co powinno Cię zaciekawić, zebrani w 2005 roku Jamie Reynolds, James Righton i Simon Taylor Davis to kolesie nie interesujący się jedynie tworzeniem dźwięków per sé. Kuba i Szymon uczyli gry na gitarach, Jamie przypałętał się potem. Kręciła ich również didżejka. Postanowili tworzyć rocka, ale innego niż tradycja przewiduje. Równie niecodziennie prezentuje się ich opowieść o pierwszej premierze. Po kilku singlach, winylach, minialbumie i niespodziewanej zmianie wydawcy w końcu udało im się sklecić debiutanckiego krążka. W bólach powstałe Myths of the Near Future z miejsca wskoczyło na brytyjskie toplisty. To o czymś świadczy.
Klipy, czyli psychoza
Świadczy o jakości i niecodzienności. Dziwne, wpadające w ucho piosenki pokroju Golden Skans (o wysoce porąbanym teledysku) mieszają się z agresywną, wkurzającą po pewnym czasie popelektroniką w stylu Atlantis to Interzone (o jeszcze bardziej porąbanym teledysku). Jak już pisałem wyżej, ciężko tę twórczość zaszufladkować. Jest dzika, w pewnym sensie nieokiełznana. Ale, z drugiej strony, pełna niepokojąco dokładnej spójności artystycznej. To zwyczajnie tak miało brzmieć.
Poziom psychodeli na płycie jest odrobinę normowany przez troszkę bardziej normalne kawałki, takie jak Magick (którego teledysk, oczywiście, w niczym nie ustępuje pola pozostałym). Chociaż i w tym przypadku ciężko o jakiejś systematyczności mówić. Po prostu jest troszkę mniej abstrakcyjnie niż w przypadku Goldena. I refren jakby mniej pijacko wywrzeszczany, jak to ma uroczo miejsce w Atlantisie. No cóż. Mógłbym tak długo porównywać. Ale lepiej spożytkować ten czas inaczej.
Oto przed Tobą Atlantis to Interzone. Słowami się go opisać nie da. Po prostu spróbuj.
I jak Ci się podoba?
Wszystkie odcinki cyklu Open’er dostępne są tutaj.
Twój blogger,