Myślałem, czy by nie publikować o lipcowych wykonawcach chronologicznie, zgodnie z kolejnością ich zapowiadania. Uznałem jednak, że przyjdzie na to pora – w końcu, gdy piszę te słowa, znamy tylko sześć zespołów. Wraz z dopisywaniem kolejnych gwiazd do open’erowego plakatu będę już zmuszony prezentować je zgodnie z kalendarzem. Ale, póki co, namieszam ile mogę (w końcu dokładnie o to chodzi w dobrym, starym rocku, czyż nie?) i zacznę od ostatnio ogłoszonego bandu. Od maniakalnych Hivesów.
Dzika z nich ekipa. Szwedzcy wariaci ubierający się w takie same garniaki, robiący sceniczną rozróbę, jakiej nie widziano od dawna. Niby ten punk’n’roll, który grają, to lekki rock. Niby lyricsy głębszego sensu nie mają, a perkusja się nie wyróżnia. A jednak każde pojedyncze uderzenie ma w sobie moc, której nie zaprzeczysz.
Powstali siedemnaście lat temu, wydali już cztery albumy i jedną składankę (o fenomenalnym tytule Your New Favourite Band). Słyną z, jak już wspomniałem wyżej, jednolitego stylu w ciuchach oraz pewnej specyficznej cechy swoich piosenek. Tylko niektóre przekraczają znacząco trzy minuty. Większość oscyluje dookoła tego czasu lub wręcz jest krótszych.
Co to daje w praktyce? Ano na przykład metkę najlepiej grającej na żywo kapeli wszechczasów. Daje to energiczne, gwałcące umysł przez uszy kawałki o eksplodujących riffach, wrzaskliwym wokalu i zdrowo porypanej perkusji. Daje to tło idealne dla piosenek w stylu a.k.a. I.D.I.O.T (swoją drogą, to chyba moje ulubione dzieło skandynawskich postrzeleńców), których nuty wypełnia agresja a teksty ociekają cynizmem. Lubię.
I o ile w kontekście reszty zespołów czekających w kolejce do opisania jestem w stanie wymyślić jakąkolwiek konstruktywną opinię, tak w przypadku The Hives pozostaje mi jedynie pokazać Ci ich przykładowe songi i czekać na komentarz z reakcją.
Dlatego też nie przedłużam. Powyżej znajdziesz linka do czegoś wcześniejszego (swoją drogą, przesłuchajcie oba nagrania. Fajnie słychać, jak poprawia się akcent wokalisty :) a poniżej znajdziesz ich ostatni, ogromny sukces. Równie szajbnięte, równie wybitne Tick Tick Boom.
Enjoy.
Wszystkie odcinki cyklu Open’er dostępne są tutaj.
Twój blogger,