Na zrelacjonowanym kilka dni temu, zamkniętym pokazie pierwszego odcinka HBO Stand-Up Comedy Club, jak już wspomniałem, mieliśmy przyjemność obejrzeć parę występów na żywo, w ramach atrakcji. Jedną z rozśmieszających nas postaci był Martin Harasimowicz (znany też jako Martin William Harris), mieszkający w Stanach aktor polskiego pochodzenia, wschodząca gwiazda filmowa. Udało mi się go złapać w parę chwil po zejściu ze sceny i przez chwilkę pogadać. O realiach stand-upu w Polsce, o naszych narodowych przyzwyczajeniach, o nowatorskich projektach i okazjonalnych występach u boku Michała Wiśniewskiego z Ich troje. Przyjemnego czytania!
Andrzej Tucholski: Jak wygląda porównanie stand-upu w Polsce i, na przykład, Stanach?
Martin Harasimowicz: Nieźle, ale wciąż są różnice. Przede wszystkim stand-upy są w USA i UK o wiele bardziej znane, ludzie na nie chodzą z innym nastawieniem, wiedzą czego oczekiwać, więc i efekt jest inny. Tam publika idzie się śmiać, tak od razu. Cała widownia ma dobry, oczekujący humor jeszcze przed rozpoczęciem występu. W Polsce sytuacja jest o tyle trudniejsza, że trzeba każdego z oglądających dopiero rozkręcić. Stand-upy są nad Wisłą bardzo młodym pomysłem, musimy się z nimi zwyczajnie oswoić.
A.: A jak z dialogiem między występującymi i oglądającymi?
M.: U nas w kraju najczęstszą reakcją na celny tekst jest jedynie uśmiech, aby wzbudzić salwę śmiechu trzeba sięgnąć po coś cięższego. Poza tym, co wynika z przyzwyczajenia, że jak komik to kabaret, nie za bardzo wiadomo czego od stand-upu oczekiwać. Polacy nie znają jeszcze najlepiej tej formy występów, dlatego też nie działają zwyczajowe, zachodnie standardy. Z jednej strony hermetyzuje to nasze środowisko i część legendarnych występów po prostu nie przejdzie. Z drugiej zaś, zmusza to nawet najbardziej doświadczonych komików do pracy na swoim repertuarze od podstaw. W końcu najważniejsza jest publika!
Dobrym przykładem takiej rozwijającej się na naszym środowisku grupy jest Rich And Steve Non Stop Laughing Factory prowadzona przez tytułowych: Amerykanina i Irlandczyka. Występują w języku angielskim, głównie w Warszawie i mają wierną publiczność. Często gościnnie występują też znani polscy performerzy: Ela Wycech, mój osobisty faworyt Antek nie Antek czy też Tomek Kammel. Ja również miałem z nimi parę wspólnych wieczorów, na przykład w Glass House oraz w Herezji na Chłodnej. To świetny projekt!
A.: Na tym wieczorze HBO występowałeś po raz pierwszy w języku polskim. Dlaczego?
M.: W pierwszej kolejności jestem aktorem, do tego rozwijam się w Stanach. W naszych mediach występowałem tak naprawdę raz. Dla zabawy grałem w teledysku Pauli księdza udzielającego ślubu wokalistce i Michałowi Wiśniewskiemu :)
Za oceanem miałem już dotychczas większe role aktorskie, część w filmach, które jeszcze nie miały premiery. Działam w branży dopiero od trzech lat, ale zaczyna się dziać. Do tego dochodzi jeszcze właśnie stand-up, który traktuję przede wszystkim jako hobby. Występowałem w Comedy Store, uczyłem się od Matthew Taylora i Willisa Turnera, ostatnio zabawiałem publikę w Londynie. Lubię to.
A.: A jakie masz plany na teraz, rozważasz jakieś nowe role lub możliwości?
M.: W styczniu mam dwa duże filmy, we Włoszech i Anglii, poświęcę im dużo uwagi. W Polsce o aktorstwie raczej nie myślę, ale interesuje mnie produkowanie poprzez własną firmę – HarCom Productions.
A.: Dzięki za rozmowę!
Zdjęcie w nagłówku pochodzi z tej strony.
Pogadał i spisał Twój blogger,