Rzadko decyduję się na opisywanie Ci jakichś wydarzeń z mojego życia codziennego, ale tym razem nie mogę się powstrzymać. Sytuacja jest sprzed paru tygodni, przyznaję, ale dopiero teraz znalazłem chwilę na jej spisanie. Jest oficjalnie jedną z zabawniejszych sytuacji jakie spotkały mnie podczas dotychczasowych dojazdów na uczelnię i, zważywszy na ogół związanych z nią bodźców, plasuje się na wysokim podium najdziwniejszych chwil w historii.
Puść teraz Girl, You Have No Faith In Medicine White Stripesów, filmik spod notki. Przyda się.
Wyobraź sobie zapchany, poranny autobus, stary ikarus. Pełno ludzi. Duchota późnojesiennego poranka zamkniętego znienacka w puszce o jednym działającym oknie. Połowa ludzi w środku śpi na wpółprzytomnej jawie, połowa śpi bezczelnie, z głowami o szyby lub własne ręce. Pojazdem, jak to już pięćdziesięcioletnie rzęchy mają w zwyczaju, niesamowicie zarzuca na najmniejszej koleince, wydreptanej chyba przez kolonię geograficznie ambitnych pasikoników. W żadnym z innych samochodów dookoła z trzymanego przez kierowcę kubka nie wylałaby się nawet kropla kawy. Co z tego. Nami zasuwa jak Sokołem Milenium na chwilę przed wejściem w nadświetlną.
Czujesz to?
No. To teraz skojarz, że za oknem, za pojedynczą warstwą drzew, widać budowę. Kilkupiętrowy szkielet z nośnego żelbetonu. Dwa albo trzy dźwigi. Do całej sceny jestem ustawiony pod wschodzące dopiero słońce – ładnie to wygląda, kontrastowo. Autobus trzęsie i rzęzi. Wszyscy śpią, tylko ja patrzę. W moich uszach, tak jak i w Twoich, Stripesi. W pewnym momencie jeden z dźwigów zaczyna podnosić na wysokość najwyższego piętra budowy kibel, przenośnego toitoia. Macha nim na lewo i prawo powodując miganie światła na mojej twarzy. Autobus rzuca. Przechodnie koło budowy przechadzają się nie przeczuwając nawet co nad nimi kreśli kółka w rzadkim, wczesnym powietrzu. Ja patrzę. Kibel leci po niebie. Słońce miga. Jack White drze się do mikrofonu.
Niesamowita opcja.
A Ty jakie miewasz atrakcje z komunikacją miejską? Też coś w tym stylu?
Grafika w nagłówku pochodzi z serwisu soup.io, repost bez podanego oryginalnego twórcy.
Twój blogger,