Idea gaszenia światła na godzinę jak świat szeroki jest, z samego brzmienia, niesamowicie spektakularna. Niech miliard ludzi podejdzie do swoich prztyczków w ścianach i nimi pstryknie. Niech zgasną centra, iluminacje pomników i kamienic, okna prywatnych mieszkań. Niech na sześćdziesiąt minut zostanie oszczędzona energia. Ziemia w końcu troszkę odetchnie.
No i wszystko fajnie, tylko, jak to zwykle bywa, są też i dosyć znaczące ale przeciwko pomysłowi Earth Hour. Otóż, jak miałem przyjemność się dzisiaj dowiedzieć, myk z nagłym zmienianiem zapotrzebowania na energię może o wiele więcej w przyrodzie zepsuć niż uratować. Trochę kontrowersyjna antyteza, nie sądzisz?
W co lepiej wierzyć?
To zależy. Z jednej strony bierzemy udział w monumentalnym, ogólnoświatowym momencie. Gasimy nasza lampkę, tak samo jak ludzie w Szanghaju, Limie, Bangkoku, Nowym Jorku, Paryżu czy też w Katowicach lub Krakowie. Jest to nasz wkład, nasza cegiełka w dzieło zwrócenia globalnej uwagi na problem nadmiernego zużycia energii przez rozwinięte kraje. Poza tym, już czysto praktycznie, przez godzinę jesteśmy stuprocentowo ekologiczni. Pomijając wzmożone zużycie parafiny nie dewastujemy środowiska zbędnym obciążeniem energetycznym.
Z drugiej zaś strony, to może wcale nie być takie pewne. Otóż, niezależnie czy nasz żyrandol będzie świecił czy też nie, elektrownia prąd i tak wytworzy. Co więcej – nagłe zgaśnięcie aż tylu źródeł poboru mocy może doprowadzić do samoistnego wzrostu napięcia w prądnicach. A od takiej iskierki do pełnej awarii sieci niedaleko. Ponadto, gdy już godzina minie i wszyscy swoje karbidówki powłączają z powrotem, elektrownia przeżyje kolejny szok (dopiero co włączona żarówka żre przez kilka sekund do czterech razy więcej energii niż gdyby działała normalnie przez ostatnie kilkanaście minut) i prawdopodobieństwo pozbawienia elektryczności całych dzielnic znowu rośnie.
No to gasimy czy nie?
Ja się powstrzymam. Wolę inne metody pomagania światu, troszkę bardziej wydatne i z całą pewnością mniej mogące fizycznie zepsuć okoliczną elektrociepłownię. Ale, jeśli masz ochotę na coś super epickiego a nadal się wahasz, poniżej masz trailer całej akcji. Wygląda konkretnie (choć, gdy coś na rubieżach miasta zdrowo huknie a latarnie uliczne znienacka przestaną działać, nie wymiguj się od odpowiedzialności).
O akcji wiem od Jackaloppe, o jej negatywnych skutkach zaś – od Michała Osińskiego.
Autorem zdjęcia z nagłówka jest barunpatro.
Twardą dziennikarkę pouprawiał Twój blogger,