Miasto Gdańsk zdecydowało się licznej grupie najistotniejszych autorów polskiej blogosfery i kilku zagranicznym gościom zorganizować dopiero co miniony, przyjemnie zimowy weekend w zupełnie nieortodoksyjny sposób. Skrzyknęło nas wszystkich w jedno miejsce, przyprawiło paroma renomowanymi personami zza granicy i podrzuciło kilka chwytliwych tematów do obgadania. I tak oto powstał Blog Forum Gdańsk 2010 – pierwsza polska konferencja blogerów. Jak to wszystko wyszło w praktyce?
Nie uprzedzajmy faktów przedwczesną oceną. Po zabawnej i pełnej przygód podróży (pan czczący każdy przejechany tuzin kilometrów kolejnym obalonym piwem & sięgające klamek zaspy przy drzwiach wagonów jak najbardziej miały miejsce) i przespanej u rodziny nocy znalazłem się przed hotelem Mercure Hevelius tuż przy gdańskiej starówce. Po krótkim i sprawnym meldunku moja torba płynną parabolą wylądowała na łóżku w ciepłym pokoju przywodzącym na myśl wszystkie znane mi amerykańskie komedie romantyczne naraz. Usiadłem, uznałem, że w tle będzie mi pomagała Norah Jones i odetchnąłem chwilę przy fabule jednego z moich powstających opowiadań.
Sielanka, niczym uformowany w pieska podłużny balonik nad pustynią porośniętą kaktusami, nie trwała długo. Pomysł z błyskawicznym zaliczeniem spaceru po starówce przypłaciłem desperackim biegiem do jednego z autobusów kursujących między hotelem a terenem całej imprezy (miały na czole profesjonalne napisy i w ogóle) aby zdążyć na pierwsze tury rejestracji. Rzecz działa się w Instytucie Sztuki Wyspa (kultowym miejscu Trójmiasta o jak najbardziej zasłużonej renomie) na włościach byłej stoczni imienia Lenina.
Ciepłe powitanie
Zdążyłem. Na miejscu dostałem torbę prezentów (album, mapę, sensowną podkładkę pod laptopa Logitecha i płytę z muzyką klasyczną doceniam i bardzo dziękuję. Ale świecący w ciemności plastikowy kubeczek w pudełku w tajwańskie poematy mnie przerósł), kartę uczestnika i wskazanie palcem szatnia tam. A potem się zaczęło to, co ostatecznie nadało tej konferencji status najlepszego wydarzenia, na jakim byłem w 2010 roku. Zaczęły się rozmowy z ludźmi, których często kojarzyłem jedynie z adresu ich strony lub, ewentualnie, pojedynczego zdjęcia. Rzadziej – z nazwiska. A już na pewno nie osobiście.
Na BFG (dopiero drugiego dnia się zorientowałem, co oznacza ten skrót) spotkał mnie w tym kontekście przełom. Pierwsze kilkanaście minut pobytu w barze lokalu (z ogromnym graffiti Bezsens i Hegemonia Pracy o ślicznej typografii na ścianie), w oczekiwaniu na rozpoczęcie się właściwej konferencji spędziłem w sposób przesympatyczny. Rozmawiając sobie o kuchni w Warszawie i na świecie z Elizą, autorką Whiteplate.blogspot.com (pozdrawiam!). I w zasadzie od tej chwili każda wolna chwila wyglądała w podobny sposób. Dzieliłem bowiem jedno pomieszczenie wystawowe z ponad setką ludzi o podobnych zainteresowaniach (na metapoziomie samego faktu pisania, większość zajmowała się przecież inną tematyką).
Start konferencji
Calutka ta nasza metagrupa (w międzyczasie wzbogacona o kolejną znaną mi z imienia osobę – Annę, dyrektor zarządzającą Citybell Consulting, jednego ze strategicznych sponsorów) spoczęła zresztą prędziutko na miejscach w świetnie rozplanowanym pomieszczeniu (dwa rzutniki i dwa ekrany na przeciwległych ścianach, czemu prawie nikt na to nie wpada?), gdzie działo się wszystko co istotne na zjeździe. Po wystąpieniach naszych gospodarzy z prezydentem Gdańska, Pawłem Adamowiczem na czele, mikrofon w końcu został rzucony blogerom (pewnie chciano nas sprawdzić czy umiemy wysławiać się bez klawiatury podpiętej do dłoni) i tematyka ruszyła z kopyta.
Na start poszło znaczenie Wolności i Etyki w kontekście naszej branży. Sami Ben Gharbia, tunezyjski dziennikarz i bloger wystąpił jako pierwszy opowiadając o aktualnych problemach prześladujących publicystów odpowiedzialnych za treści niepopierające pewnych konkretnych reżimów. Poruszał kwestie cenzury, hackowania niewygodnych stron, tłumienia i terroryzowania blogerów a także dojmującej atmosferze strachu w wielu miejscach na świecie.
Na przykład, czy wiesz, że w Chinach i Tunezji są aktywne filtry słów kluczowych i jeśli Twój mail zawiera niewygodne słowo – zostaje w całości zamieniony na pornospam? Ogarniasz, że w Iranie zablokowano Flickra, a twórcę pluginu ponownie aktywującego możliwość korzystania z serwisu cudem ominęło więzienie? Że w okresie wyborów w Indiach gasną sieci komórkowe, Internet i spora część blogów? Że w Tunezji zostaje zamykana ponad 1/3 wszystkich powstających prywatnych stron?
Prelekcje i panele o wolności
Scenę i specyficzny nastrój zrozumienia problemu przejął po zagranicznym gościu nasz rodzimy znawca tematu – Piotr Waglowski, autor bloga Vagla.pl. W ramach skonfrontowania wolności słowa z odpowiedzialnością za nie przedstawił nam bardzo celną tezę. A mianowicie uznał, że współcześnie wolność słowa ma jedynie swoje granice etyczne. Przecież skoro rzecz dzieję się w Internecie, nie może być mowy, przynajmniej na ten moment, o żadnych granicach w rozumieniu jurysdykcji prawnej. Zaprezentował nam też interesujące przykłady postaci z blogosfery, które zostały ukarane za swoje słowa w bardziej przyziemny sposób, niż to opisywał Ben Gharbia (np. poprzez wyrzucenie z pracy bądź pozew).
Wreszcie, wraz z nastaniem późniejszego popołudnia, impreza przerodziła się z prelekcji w panel dyskusyjny. Na czerwonej kanapie zasiedli w zgodnej komitywie kolejni zaproszeni blogerzy. Przybyła z Azerbejrdżanu Arzu Geybullayeva zajmująca się, podobnie jak opisywany wyżej Sami, wolnością słowa; zajmujący się prawnymi aspektami wolności Olgierd Rudak oraz zajmujący się wszystkim Kominek. Tutaj jednakże, pewnie zasugerowawszy się tematyką spotkania, organizatorzy zmienili nasz (nie posiadających statusu prelegenta uczestników) wachlarz podejmowanych aktywności. Otóż zupełnie znienacka zostaliśmy odbanowani i przyznano nam możliwość wypowiedzi poprzez wędrujące po publice dodatkowe mikrofony. Ale przydały się dopiero potem.
Arzu w kontekście swojej historii jako blogerki opisywała kolejne przypadki łamania praw człowieka, Kominek z Olgierdem w przyjemny sposób żonglowali słowem z prowadzącym panel Piotrem Waglowskim, próbując razem dociec kim tak w ogóle jest bloger. Na potrzeby chwili ukuto definicję osoby, która pisze to co myśli w pierwszej osobie. Jak to ładnie podsumował Kominek:
Bloger to samotnik, który chce pokazać światu jaki jest fajny. A przy tym osoba subiektywna – w przeciwieństwie do dążących do obiektywizmu dziennikarzy.
Dla Arzu z kolei (której wygląd, akcent, ogólny urok i inteligencja spostrzeżeń skutecznie wyłączyły percepcję przynajmniej połowie z obecnych na sali. Sytuację zbiorowego zauroczenia najprościej ujął na swoim bilpie Xaos) jej strona internetowa jest narzędziem wyrażania myśli w sieci, miejscem gdzie może informować o wydarzeniach ze swojego kraju bądź okolicy. Postawiła tezę, że przekazem blogera jest to, co on robi. A na to ma silny wpływ państwo, w którym działa.
Niestety, dyskusja bardzo szybko zeszła na najbardziej drażliwy temat spotkania – mylne zrozumienie wolności w kontekście przyjmowania za blogowanie jakichkolwiek form wynagrodzenia, sponsoringu lub wsparcia. Ale o tym wspomnę szerzej w osobnym tekście, poświęconym przemyśleniom i wrażeniom.
Doktorzy, ciupa i drinki
Dzień zamykała twórczość akademicka. Łączone wystąpienia Dr Jana Zająca z UW i Dr Marty Olcoń-Kubickiej z SGGW zajmujących się psychologicznym i socjologicznym aspektem blogowania. O ile druga z prezentujących położyła silny nacisk na przedstawienie nam kulturowych uwarunkowań sieciowego publikowania i przedstawiła swoje zdanie w dosyć suchy sposób, tak pierwszy zajął się społecznymi mechanizmami odpowiedzialnymi za globalne dzielenie się myślami i zwyczajnie zmiótł nas charyzmą i celnością spostrzeżeń. Przede wszystkim warto zapisać potomnym jedną jego myśl. A mianowicie nie ma jednej blogosfery tylko wiele mniejszych, połączonych ze sobą. Stwierdzenie to doprowadziło naszą zasłuchaną grupę do lekkiego zafalowania, ale jest jak najbardziej prawdziwe. No bo co ma wspólnego blogerka prawno-polityczna z szafiarką (poza pisaniem w sieci i ew. zamiłowaniem do wełnianych spódnic)? Plus za otwartość umysłu.
Po tych wykładach, równo ze zmierzchem rozpoczęła się nieoficjalna część imprezy. Podzieliliśmy się na mniejsze grupki zmierzające w różnych kierunkach, gdzie wybrana przeze mnie (i Ewelinę – dojechałaś bezpiecznie? :) skończyła w tzw. muzeum wolności poświęconym Solidarności i jej działalności w Polsce (wydarzeniom kompatybilnym z dzisiejszą rocznicą ogłoszenia stanu wojennego). I o ile wystawa nie była najwyższej jakości, tak już przewodnik trafia oficjalnie w do grona ludzi, których nie zapomnę do końca życia.
Przekonywujący, głośny, bardzo kompetentny i niewyobrażalnie wciągający. Od zaimprowizowanej inscenizacji strajków w stoczni (zwieńczonej wsadzeniem Arzu wraz z tłumaczem i kolegą blogerem do małego pomieszczenia z eksponatami symulującymi peerelowski pierdziel) aż po skomentowanie filmu poświęconego przemianom w Europie powojennej nawet na chwilę nie tracił naszej stuprocentowej uwagi. Istny bajarz!
Samym zaś wieczorem zostaliśmy zaproszeni na specjalny raut mający rzeczywistą społeczność blogerów bardziej do siebie zbliżyć. Europejskość organizacji, pyszne desery, przekąski i wina oraz niesamowita atmosfera spotkania ludzi wyższych sfer (oj, o poczuciu elitarności też się rozpiszę w tym osobnym tekście dotyczącym przemyśleń o imprezie) sprawiły, że absolutnie każdy czuł się tego wieczoru odrobinę inaczej. Miło będę te parę godzin wspominał, miło (ze specjalnymi pozdrowieniami dla odpowiedzialnych za imprezę Gosi i Rafała oraz spotkanych przy stole Ani i Kasi).
Gdzie równie miło wspomnę o paru innych wydarzeniach, której już jednakże wydarzyły się nazajutrz.
♣
Dodam jeszcze tylko, że zdjęcie użyte w nagłówku jest również autorstwa Rafała Czajki.
Uff, rozpisałem się. Dlatego też na relację z drugiego dnia konferencji zapraszam dopiero za kilkadziesiąt godzin. Dam tym samym czas Tobie – abyś doczytał do końca, a zarazem i sobie – bym wyrobił się ze wszystkim co mam dla Ciebie przygotowanego. Ale teraz, tak zupełnie teraz, to lecę spać. Trzymaj się!
Autorem zdjęcia busika, relacji z konferencji i fotografii z imprezy jest Rafał Czajka.
Dopiero co rozpoczął relację Twój blogger,