Mój ostatni tekst poświęcony blogowaniu cieszył się na tyle wysoką poczytnością (ze specjalnymi podziękowaniami dla Customa, Dulaka i Creavenera, to im zawdzięczasz kontynuację cyklu!), że zdecydowałem się na kolejną notkę o sieciowym publikowaniu. Zająłem się już pięcioma metodami na zwiększenie swojej skuteczności, dzisiaj z kolei podrzucę Ci kilka chwytów dotyczących szukania inspiracji. Tego trudnego do uchwycenia, niesamowitego procesu dającego (pozornie z powietrza) gotowe tematy do pisania. Żeby nudno nie było a blogosfera rosła w siłę!
Problem z tym o czym pisać był przez długi czas jednym z dziwniejszych zagadnień jakie mogłem skojarzyć. Przecież skoro ktoś decyduje się na publikowanie swoich myśli w Internecie to chyba ma coś, co go interesuje, prawda? Jakiś motyw przewodni, konik, zainteresowanie, fetysz, jakkolwiek to zwał. A jeśli akurat odczuwa psychiczny przestój – no to niech nie pisze. Niestety sytuacja nie jest aż tak różowa i czasem nawet mając ten swój malutki, najukochańszy fragment świata na własność nie umiemy o nim nic mądrego napisać, a najzwyczajniej w świecie trzeba (bo leń złapie i koniec. Czapa). No, i własnie w takich momentach pojawiam się ja i zarzucam paroma dobrymi radami :)
1. Czy Tematyka Bloga Jest Ważna?
… czyli: To jest Kasia. Kasia pisze o kiełbaskach.
Jak to ujął dawno temu pewien mój znajomy, pralkolodówki nie odniosą nigdy sukcesu. Bo nie są ani pralką, ani lodówką. Tak samo jest z blogami chcącymi swoją tematyką pokryć wszystko na świecie. Jeśli ktoś ma ochotę poczytać o motoryzacji, nie będzie przecież obserwował strony ogólnego blogera, który o samochodach wspomni raz na sześć, siedem notek. Znajdzie sobie miejsce, gdzie ciekawiący go temat będzie na głównej cały czas.
Oczywiście, że pisanie od czasu do czasu o czymś z zupełnie innej beczki jest jak najbardziej wskazane, nie zrozum mnie źle. Gdyby jedna z Szafiarek obudziła się pewnego zimowego poranka i stwierdziła, że opublikuje tekst o gotowaniu lub, a co tam, zaszalejmy, kupowaniu sobie nowych słuchawek, byłaby to bardzo przyjemna odskocznia od spójnej codzienności. Tyle że, no właśnie, aby móc robić intrygujące odskocznie przyda się wpierw coś, od czego odskakiwać można. Temat przewodni.
Ja piszę o Kulturze (choć nawet ta notka ładnie dowodzi, że zdarza mi się zahaczyć piórem o, na przykład, blogowanie). Ty możesz pisać o jeansach, wycinaniu sprośnych stworków z papieru, sztuce indochińskiej lub po prostu publikować codziennie fotografię zjedzonego śniadania (błagam, niech to tylko nie będą ciągle płatki…). Wbrew pozorom nie jest trudno znaleźć fanów Twojej twórczości. Gdy będziesz sensownie pisać, sami z czasem się pojawią. Ale, jak to już przy tworzeniu bywa, należy dbać o wyrazistość. Szczególnie gdy sparafrazuje się w tej kwestii mistrza Sapkowskiego – gdy się siedzi okrakiem na palisadzie to obie strony mają Cię gdzieś.
Kwestią sporną pozostaje jednak pisanie o życiu. Blogi ogólne, blogi z przemyśleniami, blogi własne. Z definicji nie są one poświęcone żadnej konkretnej niszy więc i Czytelników żadnej niszy nie zdobędą. Jest to też jedyna gałąź publikowania, w której nie do końca działa jakże wielbione przez prawdziwych Internautów pojęcie content is king. Gdy nie masz unikalnego contentu (a nazwanie takowym swoich wewnętrznych wynurzeń to chyba jednak zdrowe przegięcie) wybraniasz się tylko i wyłącznie stylem i jakością rozumowania. A tylko tymi argumentami ogromnych rzesz z miejsca do siebie nie przekonasz.
A więc, podsumowując, tak. Tematyka bloga JEST ważna. Pomaga kierunkować zarówno Twoje myślenie jak i ruch Internautów trafiających na Twojego bloga w poszukiwaniu jakiejś konkretnej informacji; szczególnie, że w jej ramach zawsze można wspomnieć o czymś odbiegającym od kanonu, nikt nie broni! Z drugiej strony – można sobie radzić pisząc o czymkolwiek tylko nasze synapsy strzelą, jasne, ale nie jest to skuteczna metoda. W końcu ciężko się osiąga cel, gdy się go nie ma.
2. Rozszerzenie Blogowej Oferty
… czyli kropla drąży kamień nie siłą, lecz częstym padaniem.
Mając już sprecyzowaną tematykę, nie jest trudno zadbać o regularne wpisy. Przyjęło się, że przynajmniej jeden tygodniowo jest absolutnym, nietykalnym minimum. Odejmując standardowe notki z życzeniami i resztę tego typu samopowstających atrakcji daje Ci to dolną granicę około 50 tekstów w roku. Mów co chcesz, ale nawet fotografując te swoje nieszczęsne płatki uda Ci się tyle wyrobić. A jeśli Twój blog traktuje o czymkolwiek ambitniejszym – motoryzacji, Internecie, grach, gotowaniu, Kulturze lub modzie – rzecz staje się jeszcze łatwiejsza.
Pomijając oczywiście tzw. formy odrębne (czyli zestawienia, newsy, recenzje – cokolwiek dla Twojego bloga jest mniejszością merytoryczną. Jeśli publikujesz same filmiki będzie nią sprawozdanie, jeśli publikujesz same sprawozdania – będzie nią filmik), swojego codziennego mięska do rzucania rozwrzeszczanej tłuszczy też uda Ci się tyle wyrobić. Używając przykładów z poprzedniego akapitu – nowych modów do karoserii Kawasaki, ciekawostek dotyczących Twittera, genialnych trailerów, smacznych przepisów, płytek lub szaliczków na pewno rokrocznie się na świecie pojawi przynajmniej pół setki.
Nie ma więc co zarzucać tematyki na kołek bo weny nie ma. Wg. Pratchetta napisanie chociaż jednego zdania dziennie jest kluczem do sukcesu (bo, jak już pisałem, bez takich zabiegów leń złapie i koniec. Czapa). Pomyśl co w zeszłych dwóch dniach do Ciebie dotarło, przejrzyj odwiedzane linki. Spytaj się znajomego, co chciałby przeczytać. Otwórz sobie edytor tekstu lub panel administracyjny strony i wpisz tytuł. A potem po prostu zacznij to pisać. Jeśli nie powstanie dziś to powstanie jutro. A jeśli nie jutro to w tygodniu. Ale powstanie.
Dlatego też najczęściej brak tematów jest najzwyczajniej w świecie inną nazwą na raju, jak mi się nie chce. Ale o tym szerzej w kolejnych punktach, w których między innymi zajmiemy się tym co tygryski lubią najbardziej (czyli jak pofolgować swojemu wewnętrznemu leniowi wciąż sprawiając wrażenie pracusia!).
Autorem zdjęciu w nagłówku jest szajmon.
// Część Pierwsza // Część Druga //
Twój blogger,