Miło zaskakujące odkrycie dzisiejszego poranka i przy okazji bardzo dobry argument w dyskusji o polskim rynku muzycznym. Okej, może i w większości jest papką, ale to głównie dzięki takiej sytuacji możemy szczególnie docenić pojedynczych utalentowanych – na przykład naszego rodzimego bluesmana Romana Puchowskiego. Jest fenomenalny; styl grania i głos to staruśki delta blues pełną gębą (gdzie zresztą covery piosenek Blind McTella czy Roberta Johnsona to częste pozycje w repertuarze Romka). Jak widać gatunek nie zestarzał się ani o dzień. Popyt na bajanie o codzienności przy pomocy rozstrojonego wiosła może i nie bije rekordów, ale też i nie słabnie. Był i jest niszą – ale za to jaką.
Świetne do odprężenia, świetne do myślenia.
Poniżej całkiem żwawe Preachin’ Blues, ale polecam całą płytkę Simply. Różnorodnie i warto!
Fotka w nagłówku przedstawia bardzo zdolnego muzyka ulicznego z Krakowa. Też grał bluesa :)
Dziękuje za wykonawcę Kasi Twój blogger,