Nocne sesje. Dwa wyrazy, które bardzo polubiłem (skąd się wzięły opowiem innym razem). Używam ich rzadko, ale zawsze by określić coś naprawdę niezłego. Coś kojarzącego się z ogromną metropolią nocą. Ze światłami, wytłumionym zgiełkiem i muzyką dochodzącą zza drzwi klubów. Z poczuciem wolności i bycia w innym świecie niż zazwyczaj. W świecie, gdzie każdy cień jest zaproszeniem.
Dzisiaj na skojarzenie z tą frazą zasłużyła piosenka D.A.N.C.E. zespołu Justice. Piosenka wraz z teledyskiem, tak dla ścisłości. Genialne połączenie popu w klimatach Jacksons 5, kozackiego disco i elektroniki najwyższej światowej klasy. Melodia tak chwytliwa, że masz ochotę natychmiast poluzować krawat i uderzyć na miasto.
Słuchając tego kawałku zamykam oczy. Widzę limuzynę. Times Square grubo po północy. Dwójkę ludzi stojących przez szyberdach i świadomych tego, że właśnie jadą na imprezę swojego życia. Widzę tych samych ludzi razem z ogromną grupą znajomych, gdzieś na podświetlanym parkiecie. Przy tej samej nucie. Widzę wreszcie powrót, wiele godzin później. Gdzie dziewczyny pojechały już jakiś czas temu a pozostała dwójka kumpli postanowiła jeszcze się przejść. I w tym momencie mogę otworzyć oczy, gdyż ciąg dalszy wizji przedstawia klip.
Zapodał Twój blogger,