Regularnie wraca mi potrzeba wyjechania. Nie do końca istotne jest gdzie, nie jest istotne na ile. Istotne jest z kim. Z kimś, kto mnie zrozumie, kto będzie wiedział, dlaczego myślę to co myślę. Z kimś, z kim odnajdę spokój i takie jedyne w swoim rodzaju poczucie azylu, bycia daleko od każdego innego miejsca, gdzie mogą odnaleźć mnie problemy.
A miejscem tym, przynajmniej w mojej głowie, jest najczęściej wybrzeże. Jest jakaś pusta, ciepła plaża, na której mogę sobie siąść z gitarą i po prostu pograć to, co mi ostatnio chodzi po głowie. Patrzeć się na słońce, na mgły na horyzoncie. I czuć, że obok mnie siedzi ktoś, kto się cieszy z samego faktu siedzenia. Ze mną.
I, no cóż. Na pewno podczas takiego przebywania sobie na samej linii morza zagrałbym przynajmniej raz Kooksowe Seaside. Nie tylko dlatego, że jest jedną z najprostszych do pyknięcia piosenek ever. Również dlatego, że klimatem wpasowuje się w moje myśli idealnie. A i słowami daleko nie odbiega. Lubię. I Ty polubisz.
Bo, choć nie jestem pewnie odosobniony, w mojej potrzebie codziennego pokonywania trudności i miażdżenia przeciwności losu wrodzoną charyzmą, każdy lubi czasem odpocząć. A to właśnie spokój i wyciszenie towarzyszą mi podczas słuchania tego kawałka. Zwyczajnie, niezły jest.
Zdjęcie w nagłówku jest mojego autorstwa i przedstawia zachód słońca nad Bałtykiem.
Rozmarzył się Twój blogger,
Z pozdrowieniami dla Natalii.